Dziennikarze Polskiego Radia Lublin pod zarzutem szpiegostwa nie zostali wpuszczeni do Iranu, skąd chcieli relacjonować wydarzenia w Teheranie. Teraz zamierzają interweniować w ambasadzie Iranu.
- Chcieliśmy wjechać na podstawie wiz turystycznych, bo Iran cofnął wszelkie akredytacje dziennikarskie. Ale spodziewaliśmy się, że po długim oczekiwaniu dostaniemy odpowiedź odmowną. Dlatego postanowiliśmy skorzystać z 7-dniowych wiz turystycznych, które można nabyć na lotnisku, o ile ma się wcześniej wykupiony hotel - opowiada Bobołowicz.
Dziennikarze wylądowali w Teheranie wczoraj około godz. 23. - Po dwudziestu minutach pojawił się tam pracownik z naszymi dokumentami i plikiem jakichś dokumentów. Powiedział, że jesteśmy dziennikarzami-szpiegami i że zostaniemy deportowani z Iranu - relacjonuje dziennikarz.
Reporterzy opowiadają, że zostali odprowadzeni do hali odlotów przez żołnierza. Później na miejscu zjawił się pracownik linii lotniczych, którymi przylecieli radiowcy i oświadczył, że dostał polecenie, by zabrać ich najbliższym samolotem odlatującym z Iranu. - Próbowaliśmy dowiedzieć się na jakiej podstawie uznano nas za szpiegów, ale nikt nie chciał nam tego powiedzieć - mówi Bobołowicz. - Dowiedzieliśmy się za to, że nie ma możliwości, byśmy pozostali w Iranie, a jeśli sami nie wejdziemy do samolotu to zostaniemy tam zaprowadzeni siłą zakuci w kajdanki.
Po trzech godzinach reporterzy wylecieli do Amsterdamu, a stamtąd najbliższym lotem do Warszawy.
Bobołowicz nie dostał swojego plecaka ze sprzętem nagrywającym. Nie wiadomo, czy został on zarekwirowany, czy też zwyczajnie zaginął. Bagaż Pokory nosi ślady skrupulatnego przeszukania - dodaje reporter.