26 marca na Wielkiej Krokwi w Zakopanem Adam Małysz odda swój ostatni skok w karierze. O tym, co będzie po erze "Orła z Wisły” opowiada Paweł Wilkowicz, dziennikarz Rzeczpospolitej i TVP.
• Decyzja Adama Małysza zaskoczyła pana?
• To dobry moment na rozbrat ze sportem?
– Tak. Zdobywając w Oslo brązowy medal mistrzostw świata znalazł się ponownie na szczycie. Jednak przez najbliższe trzy lata nie miałby żadnego wielkiego wyzwania. Kolejne mistrzostwa świata odbędą się we Włoszech, a tam Małysz już wygrywał, dlatego twierdzę, że ta impreza nie byłaby dla niego wystarczającą motywacją. Poza tym, do Igrzysk Olimpijskich w Soczi pozostały trzy lata, które byłyby okresem pełnym wyrzeczeń. Adam ma już swoje lata i nie wiem, czy byłby w stanie zbudować odpowiednio wysoką formę. A przecież Małysza nigdy nie interesowało średniactwo...
• Na następcę Małysza typowany jest Kamil Stoch. Czy uda mu się zastąpić mistrza?
– Jego nie da się zastąpić. "Małyszomania” była bardzo specyficznym zjawiskiem. Wtedy Adam Małysz był sam i cała Polska była zahipnotyzowana jego startami. Teraz polski sport stoi nieco lepiej, dlatego w Polsce nie wybuchnie "stochmania”. Czy Kamil Stoch będzie w stanie osiągnąć poziom sportowy Małysza?W tym roku już trzykrotnie wygrywał konkursy Pucharu Świata. Dla porównania, Adam wygrał jedynie w Zakopanem.
• Z minionego sezonu zapamiętamy również wspaniałe mistrzostwa świata w Oslo...
– To była niesamowita impreza. Całe Oslo żyło tymi zawodami. Cztery lata temu uczestniczyłem w mistrzostwach świata w Sapporo, ale tych dwóch imprez nie da się porównać. W Japonii czempionat globu zginął w wielkim mieście. Aby wypełnić trybuny trzeba było zapraszać dzieci ze szkół. W Norwegii o bilety było bardzo trudno. Poza tym Skandynawowie potrafią jak nikt inny docenić wysiłek sportowców.
• Nie wiem jednak, czy Norwegowie tak szczelnie wypełniliby trybuny, gdyby ich sportowcy nie odnosili sukcesów...
– Myślę, że to nie miało wielkiego znaczenia. Gospodarze zawsze przed własną publicznością wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności, ale w Oslo zdominowali rywalizację. Największą gwiazdą mistrzostw była oczywiście Marit Bjoergen. Norweskim dziennikarzom zdarzało się dyskutować o jej astmie, ale nigdy o tym nie pisali. Przyznają, że mają wątpliwości czy takie postępowanie jest etyczne. Jednak leki, które bierze Bjoergen nie znajdują się na liście środków zakazanych, dlatego nie należy kwestionować jej wyników.