- Musiałam robić to, co chciał – mówi Małgosia o piekle, które miała przeżyć w rodzinie zastępczej. Dziewczyna oskarża adopcyjnego ojca o molestowanie. Aleksander Ł. twierdzi, że nie mógł skrzywdzić dziewczynki, bo tak naprawdę nie jest mężczyzną.
Małgosia z bratem trafiła do rodziny zastępczej, gdy miała 12 lat. Była najstarsza z pięciorga przebywających w niej dzieci. Szybko stała się przedmiotem zainteresowania nowego, prawnego opiekuna. - Wszystko zaczęło się od tego, że wszedł do łazienki, kiedy się kąpałam. Zaczęłam się zasłaniać, ale jego żona, która też tam była powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to mój nowy tata. A w rodzinie tak jest. Przyszedł wtedy pierwszy raz do mojego pokoju i dotykał mnie po raz pierwszy – wspomina Małgosia.
Z jej relacji wynika, że sytuacja w łazience nie była incydentem. Zbliżenia zastępczego ojca stawały się coraz częstsze. - Musiałam robić to, co chciał i na wszystko mu pozwalać. Mówił mi, że dorastam, niedługo będę kobietą, a tak kobietom wyznaje się miłość – dodaje.
W rodzinie zastępczej była też druga dziewczynka - Basia. Widziała jak mężczyzna wyróżniał Małgosię, często sadzał blisko siebie. Często zapraszał dziewczynki na noc do swojego pokoju, żeby wspólnie oglądać telewizję.
- Ten człowiek bardzo nas skrzywdził. Do dziś mam koszmary. Kiedy jego żona wyjeżdżała, chciał żebyśmy z nim spały. Nie rozumiałam wówczas, że to źle – dodaje Basia.
Z wyznań kobiet wynika, że podczas wspólnie spędzonych nocy Basia spała na materacu w pokoju obok, a Małgosia razem z Aleksandrem Ł. w jego łóżku.
- Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Kazał mi zostawać u siebie, puszczał mi filmy pornograficzne i pokazywał mi, jak to się robi. Korzystał z każdej możliwej opcji, wchodził mi do łazienki, ocierał się, gdy przechodziłam obok.
Mimo pobytu w rodzinie zastępczej, Basia utrzymywała kontakt z rodziną biologiczną. Po kilkunastu miesiącach gehenny opowiedziała matce, co dzieje się w rodzinie Ł. Po złożonej przez kobietę skardze, niezapowiedziana kontrola ujawniła, w jakich warunkach żyją dzieci. Zostały zabrane z rodziny zastępczej.
- W tym domu nie było nic. Kąpaliśmy się raz na tydzień. Chodziłyśmy brudni i głodni. W domu dziecka było znacznie lepiej. Nigdy nie skarżyłyśmy się, bo się bałyśmy – wyznaje Basia.
Skrzywdzona Małgosia o tym, co działo się w rodzinie zastępczej opowiedziała, dopiero kilka lat później. Dziewczyna miała problemy psychiczne, okaleczała się, w końcu podjęła próbę samobójczą, po której trafiła do szpitala psychiatrycznego. Dopiero tu, podczas terapii opowiedziała, że jako dziecko była wykorzystywana seksualnie.
- On miał w sobie przekonanie, że może wszystko. Jeśli ktoś czegoś nie zrobił, były kary. Nie dawał nam jeść, bił nas. Mój brat wielokrotnie był przez niego pobity. To nie były klapsy, tylko regularna rzeź. Bił go liną do holowania samochodów – wspomina dziewczyna.
Po próbie samobójczej Małgosi sprawą z urzędu zajęła się prokuratura, która oskarżyła Aleksandra Ł. o obcowanie płciowe i doprowadzenie małoletniej poniżej 15 lat do poddania się innym czynnościom seksualnym.
- Zbyt długo trzymałam to w sobie. Jak to powiedziałam, to było dużo lepiej. Teraz najbardziej chcę sprawiedliwego wyroku, choć nie zapomnę nigdy tego, co się stało – mówi Małgosia.
Aleksander Ł. podczas przesłuchań stwierdził, że nie mógł molestować dziewczynki, bo tak naprawdę nie jest mężczyzną, tylko kobietą w ciele mężczyzny - transseksualistą i właśnie przechodzi proces zmiany płci.
- Mam orzeczenie lekarskie, że od roku jestem kobietą. Do pełnej transformacji potrzebuję orzeczenia sądowego. Od dwóch lat jestem na terapii, a sprawa mojej tożsamości toczy się od dziesięciu lat – mówi naszej reporterce.
Fakt, że Aleksander Ł. w wieku u 65 lat stara się o uznanie go za kobietę, bardzo komplikuje i przedłuża proces. Powoływane są kolejne zespoły biegłych seksuologów i psychologów.
- Najbardziej boi się tego, że znów go zobaczy. Obawia się, że wszystkie koszmarne wspomnienia powrócą. Na poprzednim procesie tak właśnie było. To bardzo trudna emocjonalnie dla niej sprawa. Z każdą rozprawą jest coraz gorzej, a to ciągnie się już kilka lat – mówi przyjaciel Małgosi.
Okazuje się, że Aleksander Ł. już dziesięć lat temu, kiedy starał się z żoną o stworzenie rodziny zastępczej, ubierał się jak kobieta.
- Nosił wysokie buty, rajstopy, spódnice, staniki, jakieś futra. Tak ubrany chodził po domu. Do tego miał pomalowane oczy, usta. Jego żona tylko raz zareagowała, jak chodził nago – opowiada Małgosia.
Aleksander Ł. kategorycznie zaprzecza, że dopuszczał się przemocy i molestowania swoich przybranych dzieci.
- Nie sypiałem z córkami. To są pomówienia. One wiedzą, że nie mam i nie miałam pociągu do kobiet, tym bardziej do dzieci.