Wezwani do pijackiej awantury policjanci zauważyli u obecnej w mieszkaniu 10-miesięcznej Zuzi poważny uraz głowy. Jej pijani rodzice stwierdzili, że dziewczynka wygląda tak od urodzenia i wszystko z nią w porządku. Po przewiezieniu do szpitala okazało się, że dziewczynka ma pękniętą czaszkę.
Dorota i Marcin L. to rodzice 10-miesięcznej Zuzi. Policjanci wezwani do awantury w jednym z mieszkań w Zielonej Górze zastali ich pijanych, a dziewczynkę z poważnymi ranami głowy. - Dziecko miało na główce otarcia oraz ślady zaschniętej krwi. Para, która podała się za rodziców tego dziecka stwierdziła, że to dziewczynka „ma tak od urodzenia”. Policjanci natychmiast wezwali na miejsce karetkę pogotowia. Lekarze od razu podjęli decyzję o przewiezieniu dziecka do szpitala – mówi podinsp. Małgorzata Barska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
Impreza, z której policja i pogotowie zabrali Zuzię odbywała się w mieszkaniu ojca Marcina L. Rodzice dziewczynki twierdzą, że pojawili się tam chcąc wykąpać dziecko, bo u siebie nie mają odpowiednich warunków. Wizyta przerodziła się w nocną libację.
– Pili piwa, potem wódkę. Nie mieli ze sobą żadnego pampersa, ani koszulki na zmianę, czegokolwiek. Od razu zauważyłam jej ranę na głowie. To były już takie strupy, widoczne gołym okiem – mówi naszej reporterce partnerka ojca Marcina L. i dodaje: – Powiedziałam, że może potrzebne jest pogotowie. Odpowiedzieli, że nie ma takiej potrzeby, że oni już tam byli i wszystko jest w porządku. Może powinnam wezwać pogotowie, ale skoro matka i ojciec sobie tego nie życzyli…
Nie wiadomo, kiedy dokładnie dziewczynka uległa wypadkowi, na skutek którego powstało uszkodzenie czaszki. – Obrażeniem, jakie stwierdziliśmy u dziecka jest złamanie kości czaszki, które prawdopodobnie zaistniało wcześniej. Ze względu na brak spójnych zeznań rodziców, trudno określić, kiedy dokładnie do tego złamania doszło – mówi lek. med. Emil Korczak, specjalista chirurgii dziecięcej ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
Małżeństwo podczas przesłuchań zeznało, że córka upadła im kilka dni wcześniej na chodnik, ale nie zabrali jej do lekarza, bo bali się konsekwencji. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że dziecko urodziło się z zespołem alkoholowym FAS, co oznacza, że jego matka piła w czasie ciąży.
– Całą ciążę kupowała i spożywała alkohol. Widziałam ją wielokrotnie jak szła z wielkim brzuchem zataczając się. Mówiło się o tym na osiedlu, że dziecko miało przyjść na świat, a ona nie miała nic dla niego. Żadnego ubranka, nic. Po ostatnich świadczeniach tak się napiła, że straciła kontrolę i zgubiła to dziecko. Były poszukiwania tego dziecka – mówi sąsiadka Doroty L.
Dorota i Marcin L. znają się od kilku lat. Mężczyzna był kilkanaście razy skazywany za kradzieże, włamania, rozboje i groźby karalne. W więzieniu spędził łącznie osiem lat. Tam też wziął ślub z Dorotą L. Po wyjściu z więzienia zamieszkał z żoną i Zuzią w jednym pokoju w bloku socjalnym.
– Byłam w szoku, że widzę tu kogoś z dzieckiem. To jest taki blok, że dzieją się bijatyki, krew, mocz i wszystko inne – mówi jedna z mieszkanek bloku socjalnego.
Para mieszkała w tym bloku także kilka lat wcześniej przed ostatnim wyrokiem mężczyzny.
Zuzia to czwarte dziecko 30-letniej Doroty L. Trzy córki z poprzednich związków zostały jej odebrane, między innymi za rażące zaniedbania opiekuńcze. W zeszłym roku była skierowana także na przymusowe leczenie odwykowe. Rodzina cały czas jest pod opieką pracowników pomocy społecznej.
– Pracownik socjalny dwa razy w tygodniu odwiedzał matkę z dzieckiem. Kobieta odmawiała współpracy, wielokrotnie składała takie oświadczenie. Wszystko zostało z naszej strony zrobione w zgodzie z obowiązującym prawem. Tragedii nie udało się zapobiec. Sąd został powiadomiony w dzień narodzin tego dziecka, że są uzasadnione obawy i można podejmować już jakieś kroki – mówi Tomasz Saczuk z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zielonej Górze.
Sąd rzeczywiście od razu ustanowił nadzór kuratora, który miał sprawdzać jak Dorota L. opiekuje się córką. – Sąd jest od tego, by dbać o dobro małoletniego. Sąd nigdy nie działa w takich przypadkach automatycznie, dobro dziecka to także jego więź z rodzicami. Sąd nie mógł tej kobiety pozbawić praw rodzicielskich w momencie narodzin tego dziecka. Gdyby sąd miał informacje, że dziecko należy odebrać, na pewno by to uczynił. Ja mogę bazować na informacjach, jakie są w aktach – mówi Diana Książek-Pęciak, rzecznik Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.
Zuzia po wyjściu ze szpitala tymczasowo trafiła do rodziny zastępczej. Za narażenie córki na niebezpieczeństwo Dorocie i Marcinowi L. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Małżeństwo ma dozór policyjny i prokuratorski zakaz zbliżania się do Zuzi na odległość mniejszą niż sto metrów.