"Nazywam się Muhammed. Urodziłem się i wychowałem w Jerozolimie. Ale dla władz Izraela jestem belgijskim turystą na wygasłej od pięciu lat wizie. Takich jak ja są tysiące" - mówi 40-latek z Jerozolimy Wschodniej.
Gdy Izrael podbił i zaanektował w 1967 roku Jerozolimę Wschodnią, jej mieszkańców, czyli ludność lokalną, potraktował jak imigrantów i nadał im status stałych rezydentów. Ich prawną sytuację reguluje Ustawa o Wjeździe do Izraela. "Wystarczy spojrzeć na samą nazwę tych przepisów, żeby zdać sobie sprawę z ich absurdu. Ci ludzie nigdy nie wjechali do Izraela, to Izrael wjechał do Jerozolimy Wschodniej - mówi prawniczka Noa Diamond z izraelskiej organizacji Hamoked, która m.in. oferuje pomoc prawną osobom pozbawionym prawa stałego pobytu.
Jako rezydenci, Palestyńczycy nie mają prawa głosowania w izraelskich wyborach parlamentarnych, skomplikowana jest też sytuacja prawna ich dzieci. Ale w przeciwieństwie do Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu i Gazy mają prawo do swobodnego poruszania się po całym terytorium Izraela i prawo do pracy w tym kraju.
Według danych cytowanych w raporcie oenzetowskiego Biura ds. Humanitarnych na okupowanych terytoriach Palestyńskich (OCHA), od 1967 do 2011 roku około 14 tys. Palestyńczyków z Jerozolimy Wschodniej straciło status rezydentów. Organizacje pozarządowe nazywają ten proceder "cichym transferem".
Status stałego rezydenta może zostać odebrany, gdy dana osoba opuści Izrael i osiedli się w innym kraju, a dokładniej - gdy mieszka za granicą przez więcej niż siedem lat lub stanie się rezydentem bądź obywatelem innego państwa. Jeśli izraelskie MSW uzna, że Izrael nie jest głównym miejscem zamieszkania takiej osoby, odbierają jej status rezydenta.
- Gdy miałem 17 lat, odkryłem, że jestem rezydentem. Chciałem odwiedzić znajomego we Francji. Okazało się, że muszę iść do izraelskiego MSW, żeby wyrobić dokument podróżny. W rubryce narodowość wpisano jordańska, miejsce urodzenia: Jerozolima, a dalej wiza! Wiza wjazdowa, ważna przez rok, żebym mógł wrócić do własnego kraju! - opowiada Muhammed.
Muhammed wyjechał na 10 lat do Belgii, ukończył tam studia techniczne. W Belgii ma też dziesięcioletnią córkę, która przyjeżdża do niego trzy razy w roku. On nie może jej odwiedzić. Mówi o sobie, że jest więźniem we własnym kraju, wyjazd oznaczałby, że nie będzie mógł wrócić, a wieloletnia walka o odzyskanie statusu rezydenta poszłaby na marne.
W oficjalnych rejestrach ludności Izraela Muhammed nie istnieje. Nie może legalnie pracować, nie ma ubezpieczenia, ani zasiłku, nie może założyć konta w banku, ani wyjechać z kraju.
- Życie naszych klientów obraca się wokół dokumentów. Zbierają wszystko, co może udowodnić, że ich głównym miejscem zamieszkania jest Jerozolima, np. rachunki za wodę i gaz - mówi Diamond.
W szczególnie trudnej i niejasnej sytuacji są osoby, które przeniosły się z Jerozolimy na Zachodni Brzeg - mówi Diamond. Ze względu na dramatyczny deficyt mieszkaniowy w palestyńskich dzielnicach i trudności z zalegalizowaniem pobytu małżonków, wielu jerozolimczyków wyprowadza się poza granice miasta.
Według raportu izraelskiej organizacji pozarządowej Ir Amin, obecna sytuacja i plan rozbudowy Jerozolimy przygotowany przez ratusz pozostawia Palestyńczykom trzy problematyczne opcje: dalsze mieszkanie w przeludnionych budynkach, migrację poza granice miasta, co niesie ze sobą ryzyko utraty prawa stałego pobytu, lub budowanie bez pozwoleń, co wiąże się z groźbą wyburzeń.
Z jednej strony na Palestyńczyków wywierana jest, przez sztuczny deficyt mieszkaniowy, ogromna presja, żeby wyprowadzili się z Jerozolimy. Z drugiej strony może to oznaczać, że nie będą mogli wrócić. To sytuacja bez wyjścia - mówi Muhammed.