Najpierw potężny wstrząs o sile 8,9 w skali Richtera. Potem kilkumetrowe fale zalewające ląd. Północno-wschodnią Japonię nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. O trzęsieniu rozmawiamy z Dorotą Hałasą, korespondentką Polskiego Radia w Tokio, która mieszka w Japonii od 18 lat.
Gdzie pani była, gdy zaczęło się trzęsienie ziemi?
– To było przed godz. 15 czasu japońskiego, czyli przed godziną 7 rano czasu polskiego. Byłam wtedy w domu. Nagle poczułam, że dom się rusza. Od razu pobiegłam do córki, która była w drugim pokoju i oglądała telewizję. Złapałam ją i wcisnęłam pod stolik. Takie jest zalecenie, żeby podczas trzęsienia ziemi wejść pod stół albo pod krzesło. Czyli pod coś, co może ochronić przed ewentualnym zawaleniem się stropu. Słyszałam, jak w domu spadają z półek rzeczy.
Czy wcześniej przeżyła pani coś takiego?
– Mieszkam w regionie Tokio. To jest ok. 400 km od terenu, który został najdotkliwiej dotknięty skutkami kataklizmu. Mimo to wstrząsy było dosyć silnie odczuwalne. Dom bujał się jak statek podczas sztormu. To było zdecydowanie najsilniejsze trzęsienie ziemi jakie odczułam, od kiedy mieszkam w Japonii. Domyślałam się, że epicentrum nie było w okolicy miasta. Bo gdy jest blisko, to wstrząs poprzedza huk rozstępującej się ziemi. A nic takiego nie nastąpiło. Byłam więc spokojniejsza. Wstrząsy trwały ok. 2 minut. To długo, bo zwykle trwają ok. minuty. Po 20 były kolejne. Już nieco słabsze, ale też silne, jak na Tokio.
Czy sytuacja się normalizuje?
– W tej chwili, a jest już noc, mój mąż nie wrócił z pracy do domu, ponieważ wszystkie pociągi stanęły. Były też problemy z nawiązaniem komunikacji telefonicznej. Nie działa lotnisko Narita, więc nie ma możliwości, żeby się tam dostać. Pociągi kursujące w kierunku północnym zostały wstrzymane. W rejonie Tokio bazuje się na transporcie autobusowym. Poruszać można się też prywatnym samochodem.
Pytała Agnieszka Antoń