"Ratujcie mnie, zabierzcie mnie do szpitala” - prosiła chora na depresję 39-letnia Jolanta. Kilka dni później już nie żyła.
- Jestem załamany, Jola żyłaby, gdyby nie znieczulica i długie procedury - rozpacza Edward Wieczorek z Chodla, który skontaktował się w tej sprawie z naszą redakcją. Mężczyzna był przyjacielem Jolanty. Kobieta 7 kwietnia utonęła w rzece Chodelce.
Uzależniona od alkoholu Jolanta S. cierpiała na depresję. W czerwcu i październiku 2007 roku leżała w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie. Raz, po próbie odebrania sobie życia, drugi raz z powodu myśli samobójczych.
- Z Jolą znaliśmy się 8 lat. Taka ładna i miła - ociera łzy mężczyzna. Pod koniec marca, gdy ZUS odmówił jej renty, całkiem się załamała. - Kilka dni później wyrwałem jej pasek z rąk, bo chciała się powiesić. Przerażony zatelefonowałem do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Chodlu.
- Po tym telefonie poszłam do lekarza rodzinnego - opowiada pracownica socjalna, która opiekowała się Jolantą S. - Lekarka wypisała skierowanie i wybłagała w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Abramowicach, by lekarz przyjął ją w takim stanie, w jakim się stawi.
2 kwietnia pan Edward zawiózł Jolantę do szpitala. Ale na izbie przyjęć był inny lekarz. - Prosiła: "Ratujcie mnie, jestem chora, weźcie mnie do szpitala”. Doktor odmówił, bo była po alkoholu - oburza się Wieczorek.
- Była bardzo pijana, alkomat wykazał 2 czy 3 promile. A my nie przyjmujemy pijanych. Nie deklarowała chęci samobójczych - mówi dr Artur Mozer, który nie przyjął Jolanty.
Jego zdaniem, kobieta nie była poważnie chora psychicznie, a jedynie miała stany depresyjne. - Bardziej cierpiała na chorobę alkoholową - kwituje lekarz.
- 7 kwietnia zastałem ją w domu, leżała na wersalce. Znowu poszedłem do ośrodka i błagałem o pomoc. Kiedy wróciłem, już jej nie było - płacze Wieczorek.
Ciało Jolanty S. znalazł wędkarz. - Wypadek? Samobójstwo? Nie wiadomo - rozkłada ręce mężczyzna.
W GOPS zapewniają, że robili wszystko, by ratować chorą kobietę. - W ciągu dwóch miesięcy nasza pracownica była u niej 9 razy - zapewnia Zuzanna Ceran, kierownik ośrodka.
- Jeszcze w lutym złożyliśmy wniosek do gminnej komisji Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, żeby umieścić ją na szpitalnym oddziale odwykowym. Komisja przesłuchała panią Jolantę, psycholog uznał, że wymaga leczenia, a sąd wyznaczył w tej sprawie termin na 21 kwietnia. Niestety, nie doczekała rozprawy.