– Córka nie mogła pojechać do pracy, bo nie mamy w domu amfibii – próbuje żartować nasza Czytelniczka, której dom został odcięty od świata. Kobieta mieszka w Obrokach, 70 metrów od budowanej S19. Po ostatnich deszczach na drodze dojazdowej do jej posesji powstało jezioro.
– Na drodze dojazdowej do mojego domu rozlało się spore jeziorko, tak do metra głębokości. Córka nie mogła pojechać do pracy, bo nie mamy w domu amfibii, a zwykły samochód nie miał szans na przejechania tego rozlewiska – opowiada Małgorzata Trepiak, która mieszka na posesji 77a w Obrokach (gmina Wilkołaz). – Zaczęłam wydzwaniać do wykonawcy tego odcinka S19, czyli firmy Mota. Nie powiem, szybko zareagowali. Przyjechała koparka i wykopała odwodnienie – dodaje Czytelniczka, która się obawia, że do takich sytuacji będzie dochodziło po każdej ulewie, nawet po oddaniu S19 do użytku.
– Na odcinku przyszłej S19 między Niedrzwicą Dużą a Kraśnikiem trwają prace budowlane. Po ostatnich intensywnych opadach deszczu, faktycznie pojawiła się woda na budowanej drodze dojazdowej w Obrokach, kilkadziesiąt metrów od domu czytelniczki. Po uzyskaniu takiej informacji, wykonawca natychmiast podjął niezbędne działania i woda ta została odprowadzona. Jak nas zapewnił, sytuacja ta więcej się nie powtórzy – mówi Łukasz Minkiewicz, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która jest inwestorem.
Historia zmagań pani Małgorzaty z ekspresówką jest długa, bo sięga końca pierwszej dekady lat dwutysięcznych.
– Zaczęło się od tego, że nie brałam udziału w konsultacjach społecznych dotyczących przebiegu tej drogi. Po prostu nic nie wiedziałam, bo nie otrzymałam pisma w tej sprawie. O tym, że ekspresówka pobiegnie 70 metrów od mojego domu dowiedziałam się z pisma o decyzji środowiskowej dla S19 – opowiada Małgorzata Trepiak.
Dopiero wtedy mieszkanka Obrok zaczęła bliżej interesować się tą inwestycją.
– Dotarłam do planów. Na ekspresówce nie zaplanowano żadnych przepustów odwadniających. Ponieważ z wodą są zawsze problemy, to zaczęłam interweniować w swojej sprawie. Pisałam i dzwoniła, gdzie tylko było to możliwe. Do dziś nie ma odpowiedzi, co dalej. Przykro, że muszę ponosić konsekwencje tej budowy, a pan Zbigniew Szepietowski, dyrektor z GDDKiA w Lublinie, zapewniał nas, że po wybudowaniu drogi będzie nam się żyło, jak dotychczas – opowiada Małgorzata Trepiak.
– Docelowo zastosowane zostaną takie rozwiązania, które sprawią, że również po oddaniu drogi do użytku, woda nie będzie się gromadzić w tym miejscu – dodaje Łukasz Minkiewicz.
Na wysokości posesji Małgorzaty Trepiak mają też stanąć ekrany akustyczne ograniczające hałas. Bohaterka jednak liczy na wykup nieruchomości przez państwo. – Jeżeli nie, to będziemy musieli przystosować się do nowych warunków – kończy Małgorzata Trepiak.