O restauracji, której nazwa chwyta za serce, dowiedziałem się od znajomych, którzy mieli jeść tam wybitnie dobre szaszłyki, reklamowane jako specjalność szefa kuchni. I choć mam swoje ulubione miejsce z szaszłykami w przydrożnym barze w Lublinie, to dobra opinia zadziałała.
Restaurację łatwo minąć, choć szyld jest ładny. Zaraz za wjazdem znajduje się malutka stacja benzynowa. Zadbane podwórko, weranda. A z prawej strony absolutny rarytas – sklep, w którym kupicie siekierę, gwoździe i picie. Restauracja jest nieduża, przyzwoicie urządzona z przedwojennymi aktami na ścianach.
Kiedy zajrzeliśmy do karty, trochę opadły nam ręce. Słabo. Przekąsek na zimno i gorąco nie było. Były sałatki, na które nie mieliśmy ochoty, bo szaszłyki siedziały nam w głowach.
Zaintrygowały nas "Dania prosto z kociołka”. Pod malowniczą nazwą kryły się 3 pozycje: flaki i fasolka po bretońsku po 8 zł oraz zupa dnia po 6 zł. Co mogło wybrać dwóch facetów? Zamówiliśmy z Robertem (uwielbia steki, golonkę i szaszłyki) flaki. Na pytanie, kiedy zostały ugotowane, małomówna obsługa odparła, że właśnie dziś.
Czekaliśmy około 10 minut. Podano do stołu. Już po pierwszej łyżce spojrzeliśmy na siebie. Nad potrawą górował niezbyt szczęśliwy zapach. Co gorsza, z każdą nabieraną łyżką do głosu dochodził obcy smak. Kucharz nie poszalał. Zaprawił flaki zasmażką z mąki. Były rzadkie, mało apetyczne, zostawiliśmy.
Z drugim też nie mieliśmy specjalnego wyboru. Robert zamówił schabowego po lubelsku z domowymi frytkami za 17 zł. Ja kotlet "Prowincja” za 22 zł. Czekaliśmy dobre 20 minut.
Schabowy zajmował prawie cały talerz i wywołał zdecydowany uśmiech na twarzy mojego recenzenckiego kompana. Mój kotlet był już zwykłej wielkości schabowym, na panierce znajdowała się spora porcja pieczarek w śmietanie. Robert szybko odkrył, że połowa schabowego to mięso, połowa to omlet z mąki i jajka. Mięso było świeże. I to była jedyna zaleta. Panierka była bez smaku. Frytki domowe, za to bukiet sałatek zupełnie bez charakteru i wyrazu.
A moja "Prowincja”? Zwykły schabowy z pieczarkami. Wypiliśmy po soku i na deser już nie mieliśmy ochoty.
Nasza ocena? Tylko jedna gwiazdka. Zapłaciliśmy 61 zł za przydrożny obiad wart średniego baru, a nie restauracji mamiącej ludzi zapewnieniem świetnej kuchni. Jedzenie bez charakteru, bezradny kucharz lub kucharka. Szkoda, bo miejsce z klimatem.
A szaszłyki? – Są w sezonie – odparła milcząca pani.
Nie polecamy.
Restauracja \"Na Prowincji” w Bochotnicy Kolonii
Czynne od 13 do 21, weekend 11 do 22
Można płacić kartą