Mają zupę złotników, jesiotra, schabowy z kostką i sałatki Czarnej Damy.
Wnętrze dawnej kawiarni "Kazamata” zmieniło się nie do poznania, a białe tonacje w wystroju przywodzą na myśl idee Slow Food, międzynarodowego ruchu zajmującego się ochroną tradycyjnej kuchni. Już na początku widok winiarzy zajadających się kozimi serami, którzy zajęli zamkowy ogródek restauracji – nastroił nas z żoną optymistycznie. Piszę nas, bo postanowiliśmy wybrać się na rodzinny obiad. W powietrzu unosił się aromat wina, sery dopiero zaczynały rozkwitać aromatami, do szczęścia brakowało lawendy rosnącej w donicach i innych ziół. Ale to dopiero pierwsze dni funkcjonowania nowego przybytku na kulinarnej mapie Lubelszczyzny.
Kiedy zapytałem kelnerkę o to, co ciekawego znajdziemy w karcie, na desce serów i jakie pasztety wchodzą w skład deski pasztetów, poprosiła szefa kuchni. Szymon Gołofit przedstawił wyjaśnił co trzeba, opowiedział o kilku potrawach i od razu polecił zupę rybną złotników z szafranem. W dodatku w roli czekadełka wystąpiły przepyszne pierożki z ciasta drożdżowego z pikantnym nadzieniem z kaszy gryczanej. Okazało się, że pan Szymon dobrze zna biłgorajskie smaki i bardzo lubi robić rozmaite pierogi. Zaczęło się dobrze.
A to pasztet
Poprosiliśmy także o deskę serów w tej samej cenie. I tu zamiast miejscowego koziego z Wierzchoniowa, goudy z Wąwolnicy dostaliśmy trzy rodzaje marketowego sera. Bez komentarza. W dodatku owa serowa deska przybrana została piklami na wykałaczkach, miast dobrego winogrona czy choćby soczystych truskawek skropionych oliwą i posypanych grubo mielonym pieprzem.
Z przekąsek zamówiliśmy jeszcze carpaccio za 14 zł, poprawne, ale bez szaleństw. Plusem była dobra polędwica wołowa i jak wyjaśnił szef kuchni, pochodzi jak inne mięso z małej, lokalnej masarni. Tak trzymać. Delikatne płaty carpaccio wymagały jednak lepszej oliwy, staranniejszego doboru pieprzu i coś więcej niż kilka kaparów. A swoją drogą w "Zamkowej kuchni” z rozkoszą zjadłbym "Vitello tonato”, czyli plastry delikatnej cielęciny na zimno pachnącej czosnkiem i rozmarynem, podanej w sosie z tuńczyka, majonezu, soku z cytryny, czosnku i kaparów.
Sekret złotników
Ponieważ przed wojną Kazimierz Dolny słynął z ryb i do tej legendy warto nawiązać, na miejscu szefa kuchni dodałbym jeszcze jedną zupę rybną. Na przykład królewski rosół z węgorza. Ale idźmy dalej. Coś mnie nakusiło na forszmak za 6 zł, bo flaków z imbirem już nie było. Forszmak był tylko cienką zupą z kiełbasą, z węgierskimi akcentami a nie forszmakiem na kilku rodzajach mięs. Do poprawki!
Ach co to był za smak
Kto nie jadł jesiotra musi spróbować, każdy łosoś przy nim wysiada, a jeśli dodać, że złowiono go w stawach Gospodarstwa Rybackiego Pstrąg-Pustelnia, to wystarczy. Doskonale zgrillowany jesiotr miał chrupiącą skórkę, która skrywała soczyste mięso, delikatne, ale o wyrazistym, zdecydowanym smaku. W tle wyczuwalne były akcenty rozmarynowej marynaty, morska sól i zioła, rzucone na ruszt tuż przed wydaniem dania.
Mój schabowy mnie rozczulił. Był dobrze wypieczony, już pierwszy kęs zwiastował świeże pachnące mięso, a sos z dzieciństwa o cebulowych aromatach spowodował, że na schabowego do Janowca zawsze będę wracał. Z każdym kęsem schabowego ubywało, a najlepszy był tuż przy kostce. Dwa drugie danie i dwa razy piątka. Warto dodać, że do mięs można zamówić wspomniane kartofle pieczone w folii, ale na gości czeka także kasza gryczana skropiona wiejskim olejem. Brawo
Deserowo
Deser miałem z głowy. Poprosiłem o pół porcji. A dokładnie wymogłem na szefie kuchni podanie ich przed na pół godziny przed końcem duszenia. I chociaż nie były tak soczyste i delikatne, jak duszone żołądki gęsie z "Ulic miasta”, to byłem zadowolony. Kieliszek gruzińskiego wina Kindzmarauli z odcieniem wiśni i dzikiej czereśni (9 zł) pozwolił na błogą sjestę. Pełni szczęścia dopełniła mała filiżanka hiszpańskiej kawy Granell (5 zł). Wyszliśmy z zamku, w dole widać było kościół w Janowcu, po zboczu wspinały się winorośle. Byliśmy w Prowansji?
Zamkowa kuchnia. Nasza ocena
Restauracja "Zamkowa kuchnia”, mieszcząca się na zamku w Janowcu nad Wisłą, dopiero się rozkręca. Najcenniejsza jest idea: oparcie dań znajdujących się w karcie na lokalnych produktach. Malownicze położenie sprawia, że zjeść można na przykład na widokowym tarasie, a przy okazji może przysiąść się do nas Czarna Dama w zwiewnej sukni.
Jedzenie jest smaczne, świeże, ceny są jak na sąsiedni Kazimierz bardzo umiarkowane. Wkrótce należy spodziewać się dobrych serów zagrodowych, które są przecież specjalnością naszego regionu. Restauracja zaprzyjaźniona jest z lokalnymi winnicami, więc to idealne miejsce do kameralnych spotkań i wspólnych degustacji.
Trzymając kciuki za pomysłodawców lokalu życzę tego, co w dobrej restauracji najważniejsze: powtarzalności potraw. I zapraszam do relacji z waszych wizyt w "Zamkowej kuchni” w komentarzach pod naszą recenzją.