Dzierżawcy i właściciele działek z ulicy Polnej i Ciechanek mają duże problemy. Wszystko przez bobry, które upatrzyły sobie niewielką przepływająca przez las rzeczkę Mogielnicę, która wpada do Wieprza.
– To jest barbarzyństwo na lesie dokonywane przez bobry. Rozumiem, że zwierzęta mają swoje prawa. Ale ludzie także – mówi Józef Ośko, jeden z właścicieli zalanego gruntu.
Las, który rośnie ponad 100 lat, umiera tylko dlatego że od kilku lat bobry upodobały sobie rzekę Mogielnicę.
–Dziwi postawa służb, które na to pozwalają. Dziwi także postawa ekologów, wszak zginęły lub zostały ścięte chronione drzewa – olsze. Czy ktoś w tym kraju myśli racjonalnie o szkodliwej działalności kilku bobrów – mówi Andrzej Wirski, właściciel kolejnej zalanej działki.
Odpowiedzialna za bobry jest Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Lublinie. Według pracownika tej instytucji, są trzy rozwiązania. – Właściciele zniszczonych przez bobry gruntów czy lasu muszą do nas zgłosić szkodę.
– Jednak rozwiązania: drugie i trzecie - są trudne do realizacji, bo bobry to sprytne i płochliwe zwierzęta. Poza tym, w miejsce przeniesionej lub odstrzelonej rodziny bobrów pojawi się następna, najdalej w ciągu roku – dodaje Duklewski.
Tymczasem właściciele zalanych terenów zwracają uwagę, że rzeka i rowy melioracyjne mają odprowadzać wodę, szczególnie jej nadmiar.
– Populacja bobrów w ciągu kilkunastu lat rozrosła się na tyle, że nie grozi jej wyginięcie. Na odbudowę lasu będziemy musieli czekać 100 lat. Niech osoby odpowiedzialne za środowisko postawią sobie pytanie, co człowiekowi jest niezbędne do życia, a co może być tylko dodatkiem.
Czy rolnicy mają tam zbierać siano, jako paszę dla bydła, koni, owiec, czy kosić na zimę trzcinę i produkować "strzechy” na dach – zastanawia się Andrzej Wirski