W całym kraju samorządowcy dostają podwyżki. To wymóg zmian w prawie, ale jest miasto, które ta fala ominęła. Radni Łęcznej burmistrzowi nie chcą dać zarobić więcej.
Jakub Banaszek, prezydent Chełmie zamiast 10 tys. zł będzie zarabiał blisko 19. Prezydent Lublina, Krzysztof Żuk zamiast ponad 12 tys. zł ma teraz otrzymywać blisko 21,5 tys. zł. Andrzej Rolla, starosta kraśnicki też otrzymał podwyżkę z 10,6 tys. zł na 20,1 tys. zł. To tylko kilka przykładów wzrostu wynagrodzeń w samorządach. Kolejne radny gmin, powiatów i miast podejmują takie decyzje. Nie dlatego, że chcą, ale dlatego że muszą.
Podwyżki w samorządach to efekt zmian w przepisach dotyczących wynagradzania osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie. Zmieniły się tzw. kwoty bazowe, co oznacza, że maksymalne zarobki wójtów, burmistrzów, starostów i prezydentów miast oraz marszałków województw mogą wzrosnąć o 60 proc., z 12,5 tys. zł do nieco ponad 20 tys. zł. Przy czym nie mogą oni zarabiać mniej, niż 80 proc. najwyższej stawki. Dlatego właśnie podwyżki liczone są w tysiącach złotych.
Jest jednak samotna wyspa, którą ta fala ominęła. To Łęczna.
W programie sesji Rady Miasta było szereg ważnych spraw. To ustalenie wysokości lokalnych podatków, opłat za śmieci i właśnie określenie wysokości poborów burmistrza Leszka Włodarskiego. Kiedy doszło do dyskusji i głosowania, okazało się, że podwyżki nie będzie.
– Będę przeciwko podwyżce, a jeśli burmistrz ją otrzyma, to proponowałabym przekazać ją na cele charytatywne – oświadczyła już na początku radna Iga Zawisza-Klimkiewicz. Inni też nie bardzo chcieli okazać się hojni. Dopytywali, czy przepisy prawa wskazują, do kiedy uchwałę trzeba podjąć, chcieli wiedzieć, jakie będzie miało to skutki dla budżetu Łęcznej. Co do pierwszej kwestii, to terminów nie ma, ale miejska prawniczka mówiła, że radni mają obowiązek zdecydować o zarobkach burmistrza. Co do drugiej sprawy, to podwyżka nie zdemolowałaby finansów miasta. Przy zastosowaniu minimalnej stawki, Włodarski (teraz zarabia 9,6 tys. zł) otrzymywałaby zasadniczą płacę w wysokości 16 tys. 20 złotych i 50 groszy. Do tego trzeba doliczyć jeszcze 19-procentowy dodatek stażowy.
Jednak gdy doszło do głosowania przeciwko minimalnej podwyżce, opowiedziało się 11 na 20 radnych. Przy maksymalnej opór był jeszcze większy 14 głosów przeciwko i 3 za.
Z Leszkiem Włodarskim nie udało nam się porozmawiać. Za to sekretarz Łęcznej Jerzy Małek mówi: – Radni nie podjęli uchwały w tym zakresie. Chociaż przepisami prawa byli do tego zobligowani – i dodaje, że mogą w ten sposób powstać ze strony burmistrza roszczenia, których mógłby dochodzić w sądzie. – Jednak ze słów pana burmistrza wynika, że nie bierze tego obecnie pod uwagę. Być może na następnej sesji rada podejmie uchwałę i wówczas nie będzie potrzeby wydawania zarządzenia zastępczego w tej materii.
Takie zarządzenie, teoretycznie, wzywające radnych do decyzji w kwestii pensji Włodarskiego mógłby wydać wojewoda.
Ale wróćmy do tego co się wydarzyło w Łęcznej. Włodarski jeszcze na początku kadencji miał zapewnioną większość w radzie złożoną z przedstawicieli swojego komitetu wyborczego i PiS. Obecnie jednak takiej współpracy już nie ma, a burmistrz o poparcie musi walczyć przy każdym głosowaniu.
To było widać nie tylko w kwestii pensji. Rada miała zająć się podwyżką opłat za śmieci. Burmistrz chciał wzrostu stawki z 17 zł o 4 zł od osoby. Radni jednak w ogóle się tym tematem nie zajmowali i zdjęli punkt z porządku obrad.