W sobotę Khalifa Mwasha oznaczył dom przy Jagiełki 22 w Łęcznej tablica ostrzegawczą "Zakaz wstępu.
Sprawę Lutka opisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Mężczyzna, dotknięty chorobą alkoholową, mieszkał w rozpadającej się chacie, którą kiedyś sprzedał. Kiedy go odwiedziliśmy, wyglądał na skrajnie wycieńczonego. Po naszej interwencji zabrano go szpitala. Nadal nie wiadomo jednak, gdzie po wyjściu z lecznicy będzie mieszkał.
- Jesteśmy zaniepokojeni, czy Mwasha nie przygotowuje się do rozbiórki domu Lutka - mówi Katarzyna Raś, sąsiadka. - Cały czas pilnujemy, czy coś niedobrego nie dzieje się z domem. Byłam tam nawet o 12 w nocy w sobotę.
Tymczasem właściciel nieruchomości, Khalifa Mwasha, realizuje jedynie polecenie powiatowego nadzoru budowlanego.
- Budynek jest w złym stanie technicznym i urząd zalecił, aby go oznakować tablicą "zakaz wstępu”. Polecenie zostało wydane z rygorem natychmiastowego wykonania. O rozbiórce nie ma mowy. Budynek, o ile miałby być dalej użytkowany, musi zostać doprowadzony do odpowiedniego stanu technicznego - tłumaczy Khalifa Mwasha.
W sobotę po południu Lutka w szpitalu w Jaszczowie odwiedzili sąsiedzi. - Nie poznałam go. Taki czysty. Już coś zaczyna do niego dochodzić, ale jeszcze nie w pełni jest świadomy. Lekarze jednak określają, że jego stan się polepsza - dodaje Katarzyna Raś.
Jej zdaniem, nikt się Lutkiem Białomyzym dotąd nie interesował. - Przecież to jest samotny człowiek. To, że w życiu mu nie wyszło nie znaczy, że można go traktować gorzej niż psa. Nie wiem, czy Lutek będzie mógł wrócić do domu przy Jagiełki 22. Lekarze mówią, że jego organizm powoli wraca do równowagi, jednak alkohol zrobił spustoszenia. Nie wiadomo, czy za dwa, trzy tygodnie Lutek będzie mógł samodzielnie funkcjonować. Na razie kupiliśmy mu coś do jedzenia i środki higieniczne - opowiada Katarzyna Raś.