Tabliczki informujące o „kąpieli na własną odpowiedzialność” zaniepokoiły odpoczywających nad jeziorem Piaseczno. - Czy to oznacza, że nie wolno się kąpać? - pytają turyści i mieszkańcy.
W piątek w południe pracownik techniczny gminy Ludwin wieszał nad jeziorem Piaseczno tabliczki z napisem „Kąpiel na własną odpowiedzialność”. Tablice zawisły na drzewie. – Jak były na słupkach, to zaraz pływały w jeziorze. Do wody wrzucają wszystko. Dwa razy w tym roku wyławialiśmy toi-toja, a kubły na śmiecie musieli przytroczyć łańcuchami do drzewa, bo inaczej zaraz były w wodzie – mówi pracownik techniczny gminy Ludwin.
Sprawa tablic intryguje turystów. - Prosimy o wyjaśnienie nałożonego zakazu kąpieli nad jeziorem Piaseczno. Od jakiegoś czasu była pogłoska, że woda na ośrodku Uniwersytetu Przyrodniczego jest skażona. Można jej używać po przegotowaniu i ma to związek z jeziorem. Podczas spaceru usłyszałem, że ma to związek z sinicami i niskim stanem wody – napisał do nas Robert.
- Tabliczki „kąpiel na własną odpowiedzialność” zostały umieszczone przez Gminę Ludwin zgodnie z obowiązkiem wynikającym z ustawy o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych. Nad jeziorem Piaseczno brak jest kąpieliska i miejsca okazjonalnie wykorzystywanego do kąpieli. Z uwagi na powyższe nie jest sprawowany nadzór nad jakością wody w jeziorze Piaseczno, woda nie jest badana. Zatem kąpiel odbywa się na własne ryzyko – wyjaśnia Elżbieta Piłka, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Łęcznej.– Tablice nie spełniają jednak swojej roli. Ludzie mylą to z zakazem kąpieli, a takiego zakazu nie można wprowadzić, bo nie ma tam kąpieliska. I tu koło się zamyka – mówi Chabros.
Skoro nie ma kąpieliska, to nie wolno się kąpać
Mimo tabliczek ludzie chętnie wskakują do wody. - W nosie mają te zakazy. Woda jest czysta, słońce świeci, to ludzie się kąpią - mówi pan Władysław, wypoczywający nad Piasecznem. - Tu jest woda, jak kryształ, jaki zakaz. Te tablice to bzdura – dodał plażowicz ze Śląska. – Prawdę mówiąc, to ratownik, by się przydał – dodaje pani Jadwiga.
- Żaden z podmiotów prowadzących działalność rekreacyjną nie wystąpił z wnioskiem do gminy, żeby zorganizować kąpielisko nad Piasecznem. My jako samorząd nie jesteśmy z kolei w stanie prowadzić takiego miejsca, bo w przypadku jeziora Piaseczno jest to zbyt rozległy teren. Musielibyśmy otworzyć wiele kąpielisk, a na to nie mamy środków. Zajmujemy się natomiast utrzymaniem czystości na plaży – tłumaczy Andrzej Chabros, wójt gminy Ludwin. – Znaczenie ma też specyfika turystyki na terenie naszej gminy, nad jeziorem Piaseczno nie ma komercyjnych plaż, tu odpoczywają mieszkańcy działek rekreacyjnych, którzy wykorzystują cały brzeg jeziora do kąpieli, a nie jedno miejsce – dodaje wójt.
Gmina Ludwin ostatnie lata na własną rękę badała jakość wody. – Niestety Regionalna Izba Obrachunkowa zarzuciła nam, że wydatek 200, 300 złotych na badanie jest bezpodstawny. Musieliśmy zrezygnować z badań – dodaje wójt Chabros. – W przyszłym tygodniu na koszt gminy przeprowadzimy badania wody w Piasecznie. Trudno, będę się tłumaczyć przed RIO, ale spokój turystów jest ważniejszy – dodaje wójt Andrzej Chabros.
- To jest pójście na łatwiznę, bo jak coś się stanie, to gmina ma wymówkę, że były tabliczki - komentuje jeden z turystów.
33 kąpieliska
Na terenie województwa lubelskiego działają 33 kąpieliska i 12 miejsc wykorzystywanych do kąpieli. Woda jest tam badana przez sanepid, a aktualne informacje na temat jej stanu można znaleźć na stronie internetowej wojewódzkiej stacji wsselublin.pis.gov.pl. Jest jednak wiele popularnych wśród turystów jezior (można to sprawdzić na mapie w serwisie kąpieliskowym www.sk.gis.gov.pl), w których turyści kąpią się „na dziko”.
– Na terenie gminnym leży jezioro Maśluchowskie, gdzie stworzyliśmy w tym roku plażę i skwer rekreacyjny. Niestety w tegorocznym budżecie nie mieliśmy już środków na otworzenie kąpieliska, ale będziemy się na pewno starać, żeby zorganizować je w przyszłości – tłumaczy Eliza Smoleń, wójt gminy Uścimów.
Zupełnie inna sytuacja jest w przypadku Jeziora Krasne. - Jego brzegi należą w części do Skarbu Państwa, a częściowo do prywatnych właścicieli, którzy nie prowadzą tam żadnej działalności komercyjnej z wyjątkiem dwóch przypadków - pola namiotowego oraz kilku domków do wynajęcia. W większości to działki, z których korzystają sami właściciele. Nie mamy możliwości prawnych, żeby zmusić ich do stworzenia tam strzeżonego przez ratownika miejsca.