Prawie nikt już nie pamięta rodziny Marciniaków z Dratowa. 75 lat temu, jednego dnia, zamordowano trzech z czwórki braci: Feliksa, Jana i Józefa. Kilka dni później kule pijanego żandarma pozbawiły życia m.in. siostrę Klementynę oraz jej przybrane, dwuletnie żydowskie dziecko. Zginęli, bo dali schronienie prześladowanym. Dziś na grobie rodziny Marciniaków, na cmentarzu w Rogóźnie, zostaną złożone wieńce
Przed wojną polska rodzina Marciniaków i żydowska Reisów żyły w sąsiedztwie. Dwie małe chatki na skraju wsi Dratów na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, przy brzegu jeziora o tej samej nazwie. Reis był rybakiem, dzierżawcą kilku okolicznych jezior, Marciniakowie uprawiali rolę. Żyli w zgodzie, dzieci wychowywały się razem. A była to spora gromadka – u Marciniaków 10, u Reisów kilkoro, m.in. Sara i Rachela. Wszystko zmieniło wojna. Gdy przyszła niemiecka okupacja, Żydzi z okolicznych wsi trafili do getta w Łęcznej. Sarze i Racheli udało się uniknąć wywózki. Obie trafiły do polskich rodzin. Przeżyły, spotkały się po wojnie.
Mord
Był 10 lutego 1943. Tęgi mróz. Sanie podjechały pod gospodarstwo rodziny Marciniaków, na skraju wsi Dratów, w pobliżu jeziora. Dwóm niemieckim żandarmom, Danielowi Schulzowi i Heinrichowi Reichowi, towarzyszył Andrzej Sadowy, wójt Ludwina z nadania niemieckiego, miejscowy sołtys Mikołaj Łuczeńczyk oraz prawdopodobnie granatowy policjant Podlodecki. – Żandarmi nie przyjechali bez celu. Ktoś doniósł na Marciniaków, że ukrywają Żyda, Reisa – mówi Marcin Krzysztofik, dyrektor oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. – Niemcy szukali Żydów. Nam udało się ustalić, że chodziło o 18-letniego studenta Leopolda Reisa, kuzyna rybaka. Niemcy nie wiedzieli, że tego dnia w zabudowaniach nie ma Leopolda. Był za to przygarnięty rosyjski czerwonoarmista, Konstanty Gorłow. Leopold i Konstanty mieszkali w specjalnie przygotowanej ziemiance.
Napastnicy otoczyli gospodarstwo. Jan Marciniak wyszedł do żandarmów z zamiarem wręczenie łapówki. – Gdy sięgnął za pazuchę, po łapówkę, żandarm otworzył ogień. Jan zginął na miejscu. Jego brat Józef, gdy usłyszał strzały, zaczął na bosaka uciekać w kierunku pobliskiego jeziora. Wójt Andrzej Sadowy dogonił go saniami i zastrzelił – dodaje dyrektor Krzysztofik.
Spirala mordu zaczynała się nakręcać. Napastnicy odnaleźli ziemiankę Gorłowa. Rosjanin nie zamierzał poddać się bez walki. Zaczął strzelać. Niemcy rozerwali go wiązką granatów.
Kto doniósł? Do dziś tego nie ustalono. Początkowo podejrzenie padło na sołtysa, Ukraińca Mikołaja Łuczeńczyka. Po wojnie jednak zdołał się oczyścić z oskarżeń, za sprawą zeznań funkcjonariuszy UB ukraińskiego pochodzenia. Wybroniła go domniemana współpraca z Armią Ludową.
Trzeci z braci, Feliks Marciniak, mieszkał w rodziną w oddalonej o półtora kilometra Uciekajce. Gdy padły pierwsze strzały, jego 14-letni syn Franciszek pobiegł zobaczyć, co się dzieje u wujostwa. Po drodze zawrócili go ludzie, ostrzegając przed żandarmami. Chłopiec wrócił do domu i wszystko opowiedział ojcu. Feliks, żołnierz zbrojnego podziemia BCH-AK, natychmiast pobiegł zobaczyć, co z rodzeństwem. – Miał przy sobie broń. Po drodze natknął się na sanie z żandarmami. Zaczął uciekać, wywiązała się strzelanina Został ranny. Prawdopodobne został zastrzelony na cmentarzu prawosławnym w Dratwie – dodaje szef lubelskiego IPN.
Drugi akt tragedii
Jeszcze tego samego dnia żandarmi zatrzymali w niedalekim Ludwinie Julię Marciniak, żonę Franciszka, Annę Jakubowską-Marciniak, żonę Jana, wraz z dwiema córkami – Krystyną Jakubowską i 11-miesieczną Helenką Marciniak. W łapy żandarmów wpadła też Klementyna Marciniak z dwuletnim żydowskim dzieckiem.
Historia Klementyny to niezwykły przykład odwagi i człowieczeństwa. Ta młoda kobieta pracował w dużym tartaku w Zamościu. Gdy Niemcy zaczęli mordować Żydów, Klementyna wzięła na przechowanie żydowskie dziecko. – Do dziś nie wiadomo, czy był to chłopiec czy dziewczynka. Przekazy mówią, że mogło to być dziecko lekarza z Zamościa lub właścicieli tartaku – dodaje dyrektor Krzysztofik. – Pani Klementyna była niezwykle sprytna i odważna. Wszystkim dookoła mówiła, że jej pociecha to nieślubne dziecko. Cały czas ubierała je w dziewczęce rzeczy – dodaje dyrektor.
Kobiety trafiły na posterunek żandarmerii w Ludwinie. Julia Marciniak wydostała się z tego piekła. Prawdopodobnie miała austriackie korzenie i dobrze mówiła po niemiecku. – Wybłagała u żandarmów, aby zwolnili też 11-miesięczną Helenkę. Ale 20 lutego pijany Daniel Schulz zastrzelił Klementynę i jej przybrane 2-letnie żydowskie dziecko. Zginęła też Anna Jakubowska-Marciniak, która w tym czasie była w zaawansowanej ciąży. Nastoletnia Krystyna Jakubowska trafiła na roboty do Niemiec – wylicza dyr. Krzysztofik. Rodzina Marciniaków została pochowana na cmentarzu rzymsko-katolickim w Rogóźnie.
Sara i Rachela
Dobre serce jest w genach. Klementyna miała siostrę Janinę, która wyszła za mąż za Franciszka Cygana. Franciszek był urzędnikiem państwowym, przed wojną i podczas okupacji pełnił funkcję sekretarza gminy Abramów, a jednocześnie był żołnierzem AK.
Początkowo Sara pracowała w gminie Ludwin. Wójt Sadowy nawet ją chwalił. Gdy dowiedział się, że jej rodzice zginęli w łęczyńskim getcie, uciekła. Z pomocą przyszła jej koleżanka z dzieciństwa, Janina. – Sarę przez 8 miesięcy ukrywaliśmy w łazience, w naszym służbowym mieszkaniu w Abramowie. Do taty zaczynały jednak docierać sygnały, że ludzie coś mówią o Żydówce w naszym domu, zaczęła się nią interesować granatowa policja. Tato, sporo ryzykując, wyrobił jej fałszywą kenkartę. Sara pojechała do Warszawy, gdzie na Pradze, przy pomocy pani Kazimiery Zięby, znajomej taty, dotrwał szczęśliwie do końca wojny – mówi Helena Kuśnierz, córka Janiny i Franciszka Cyganów. Wojnę przeżyła też młodsza siostra Sary, Rachela. Przechowało ją bezdzietne małżeństwo rolników. Siostry spotkały się po wojnie. Obie wyjechały do Izraela.
W 1986 r. rodzina Cyganów, Franciszek, Janina, Helena i Edward, została uhonorowana medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Do Izraela, na uroczystości wręczenia medalu, pojechał syn, Edward Cygan.
Co się stało z innymi
Andrzej Sadowy został zatrzymany w kwietniu 1945 r. i wyrokiem Sądu Okręgowego w Lublinie z 1 października 1947 r. został skazany na karę śmierci, wyrok wykonano w więzieniu na Zamku w Lublinie. Heinrich Reich zginął w 1944.
Franciszek Marciniak, syn Feliksa, żyje w Głogowie. 11-miesięczna wówczas Helena Mańkowska, córka Jana Marciniaka i Anny Jakubowskiej, cudem wyrwana z rąk żandarmów, mieszka w Kędzierzynie-Koźlu.
Czwarty z braci, Stanisław Marciniak, jedyny który przeżył okres okupacji niemieckiej, był żołnierzem AK, a potem podziemia antykomunistycznego. Został aresztowany 6 października 1951 r. w Kolonii Zbereże k. Włodawy, w trakcie likwidacji grupy Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”. Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano w styczniu 1953, w więzieniu na Zamku w Lublinie.
Zachować pamięć
Andrzej Chabros, wójt gminy Ludwin, nie znał historii rodziny Marciniaków z Dratowa. – Takie losy naszych sąsiadów trzeba przypominać, bo pamięć szybko ulega zatarciu. Wypytywałem wielu, ale nikt nic nie wiedział. Ktoś coś kiedyś słyszał – dodaje Andrzej Chabros.
Dzisiaj, 23 lutego, organizowane są uroczystości związane z upamiętnieniem tragicznie zmarłych członków rodziny Marciniaków. Rozpoczną się o 11.30 na cmentarzu parafialnym w Rogóźnie. Następnie około godz. 12.15 odbędzie się spotkanie ze społecznością gminy Ludwin w Gminnym Centrum Kultury i Sportu w Ludwinie. W spotkaniu wezmą udział przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej, władz państwowych i samorządowych, a także Helena Kuśnierz z d. Cygan – odznaczona Medalem Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata w 1986 roku. – Takie spotkania będziemy organizować, co roku – deklaruje wójt Chabros.