Przyczyną katastrofy śmigłowca Mi-2 mogła być awaria silnika. Maszyna została zabezpieczona. Jeden z pilotów walczy o życie. (Wkrótce wideo)
Dlatego strażacy polewali wrak śmigłowca pianą. Na miejscu pracowało 6 zastępów strażackich.
- Zabezpieczyliśmy teren w promieniu 200 metrów - mówi Szyszko. - Czekamy teraz na ekipy Żandarmerii Wojskowej i z Dęblina. Oni zajmą się dalszym zabezpieczaniem maszyny i wstępnym badaniem przyczyn wypadku.
Śmigłowiec Mi-2 rozbił się około godz. 14. Runął na pole niedaleko Firleja w miejscowości Luszawa, 200 metrów od lasu i 500 metrów od najbliższych zabudowań.
Pilot walczy o życie na sali operacyjnej. Ma uszkodzoną wątrobę, złamania w obrębie czaszki, uszkodzone płuco i kolano.
- Na wysokości ok. 100 metrów nad ziemią stanął silnik jednej z maszyn. To ona runęła na ziemię - mówi st. kpt Grzegorz Szyszko. - Dlaczego? Tego na razie nie wiadomo.
Niósł rannego pilota śmigłowca na łopacie śmigła
- Widziałem dwa lecące śmigłowce - relacjonuje pan Tadeusz. - Nagle usłyszałem w powietrzu jakieś łupnięcie. I zobaczyłem, jak jedna z maszyn łagodnie opada na ziemię. Śmigłowiec uderzył w pole dziobem, a potem zaczął się kręcić wokoło.
Paluszek natychmiast ruszył do maszyny. - Gdy dobiegłem, jeden z pilotów powiedział, że w baku jest 600 litrów paliwa i może wybuchnąć - wyjaśnia. - Razem z sąsiadami zabraliśmy stamtąd zakrwawionego pilota. Nieśliśmy go na łopacie śmigła, która wcześniej odpadła.
(MB, ER)
Wyświetl większą mapę