Każdy w Wielkim w gminie Abramów wiedział o tych ruinach. Ale to, co odkryła ziemia, przeszło najśmielsze oczekiwania. Miejscowi regionaliści twierdzą, że odkopano strażnicę z czasów Kazimierza Wielkiego.
Od kilkunastu dni mała miejscowość Wielkie w gminie Abramów żyje historią. A to za sprawą prac wykopaliskowych, zainicjowanych przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych Gminy Abramów.
– O naszym zamku krążyły legendy wśród miejscowych. Jako dzieci biegaliśmy po ruinach. Nikt jednak nie wiedział, co jeszcze kryje ziemia. Dawno temu mój tata chciał rozpocząć prace badawcze. Ale w tamtych czasach nie było takiego sprzętu – mówi Agnieszka Jakubowska, nauczycielka historii z gimnazjum w Abramowie.
To, co nie udało się przed laty, spełniło się za sprawą ludzi ze Stowarzyszenia. – Zaczęliśmy jesienią ubiegłego roku, ale to, co najciekawsze pojawiło się kilka dni temu – mówi Leszek Kozak, jeden z głównych inicjatorów rozpoczęcia prac wykopaliskowych. Dzięki sprzętowi, który udostępnił nam m.in. pan Tomasz Sztorc, lokalny przedsiębiorca, udało się dotrzeć głębiej.
– Ziemia odsłoniła ściany z fragmentami sklepień łukowych piwnic. Prawdopodobnie są to pozostałości strażnicy z czasów króla Kazimierza Wielkiego. Zresztą sama nazwa miejscowości, Wielkie, podobno pochodzi od króla – dodaje Agnieszka Jakubowska.
Jednak łowcy skarbów nie mają tam czego szukać. – Nigdy, nawet w przekazach ustnych, nie było zdania o jakimkolwiek skarbie. Podczas prowadzonych prac wykopaliśmy pozostałości naczyń glinianych oraz sporo starych gwoździ. Prawdopodobnie pochodzących z więźby zawalonego dachu. Przekaz głosi, że strażnica, może dwór, została spalona podczas Potopu Szwedzkiego – dodaje Agnieszka Jakubowska.
Przez lata ruinami „zajmowali” się okoliczni gospodarze, pozyskując darmowy budulec. Częściowo też użyto materiału ze strażnicy do wybrukowania wiejskiej drogi.
Co dalej z tymi ruinami? – Już dzisiaj ludzie przyjeżdżają oglądać to, co odkryliśmy. Planujemy postawić tablicę, zrobić mały parking i zabezpieczyć to miejsce. Teraz to jest głęboki, niebezpieczny wykop – dodaje Leszek Kozak.
Na to wszystko potrzebne są pieniądze, których ani stowarzyszenie, ani gmina nie mają. – Szkoda by było ponownie to wszystko zasypać ziemią – kończy Leszek Kozak, licząc na wsparcie ewentualnych sponsorów.