We wtorek pielęgniarki z lubartowskiego szpitala siadają do rozmów z dyrekcją. To już kolejne podejście do negocjacji w sprawie podwyżek. W piątek zawiesiły protest.
Trwający od kwietnia protest pielęgniarek nabrał tempa w ostatnich dniach. W ubiegłą środę ponad połowa białego personelu wzięła urlopy na żądanie lub zwolnienia lekarskie. Sytuacja powtórzyła się także w czwartek.
- Musieliśmy odwołać kilka planowanych operacji - mówi Rafał Radwański, dyrektor szpitala. - Opieka nad pacjentami była i jest zapewniona. Pomagają lekarze.
Protest wiąże się ze sporem zbiorowym o podwyżki płac. Pielęgniarki z OZZPiP domagają się wzrostu wynagrodzeń o 400 zł, natomiast z "Solidarności” o 600 zł. Średnie wynagrodzenie pielęgniarek w lubartowskim szpitalu wynosi 2,5 tys. zł brutto.
Pielęgniarki liczą, że na spotkaniu z dyrekcją uda się im porozumieć odnośnie wysokości wynagrodzeń.
Dyrekcja szpitala nic nie obiecuje. - Rozmowy trwają. Nie wiemy jeszcze, jakimi pieniędzmi będziemy dysponować w przyszłym roku, dlatego trudno je dzielić - mówi Radwański. - Czekamy na finał negocjacji z NFZ.
Według Radwańskiego finansowa sytuacja szpitala jest "średnia”. Ma wprawdzie 17 mln zł długów, ale zachowuje płynność finansową.
(tom)