Muzykę puszczał znany instruktor tańca, na sali bawili się pracownicy Lubartowskiego Ośrodka Kultury.
Taki przebieg sobotniej uroczystości nie jest jednak dowodem na to, że pomiędzy skłóconymi pracownikami LOK i spółdzielnią mieszkaniową doszło do zgody. Wprost przeciwnie. Impreza stała się zarzewiem nowego konfliktu.
- LOK nie ma prawa urządzać tam wesel - uważa Jacek Tomasiak, prezes lubartowskiej spółdzielni mieszkaniowej.
Przyjęcie odbywało się w budynku należącym do spółdzielni mieszkaniowej przy ul. Cichej. LOK wynajmował go przez kilkanaście lat. Potem nie dogadał się ze spółdzielnią w sprawie nowych warunków najmu. Stąd prawomocny już nakaz eksmisji. LOK musi się wyprowadzić w ciągu kilka tygodni.
- Przechodząc ulicą usłyszałem, że z naszego budynku dobiega głośna muzyka - mówi zbulwersowany Tomasiak. - W naszej sali były rozstawione stoły. Stał na nich alkohol, pracownicy LOK wnosili potrawy, inny puszczali muzykę. Na sali bawiło się około 40 osób.
Prezes wszedł do środka, by to wszystko sfilmować. Dziś ma umieścić nagranie na stronie internetowej spółdzielni mieszkaniowej. Film ma być dowodem na to, że LOK w niewłaściwy sposób wykorzystuje pomieszczenia spółdzielni.
- Zarzucali mi, że chcę przeznaczyć ten lokal na dom weselny. A sami co robią? - oburza się prezes.
Na zorganizowanie wesela w sali przy ul. Cichej zgodę dał Adam Banucha, dyrektor LOK.
- To nie było wesele, ale przyjęcie ślubne córki pracownicy LOK na 30 osób - uściśla Adam Banucha. - To nie była impreza komercyjna. Dlaczego miałem się na nią nie zgodzić?
Tomasiak zamierza wystąpić do LOK o wyjaśnienia. Zamierza też poruszyć sprawę na sesji rady miejskiej. W ostatnich tygodniach prowadził jeszcze z władzami miasta ostatnie negocjacje w sprawie pozostawia LOK w budynku spółdzielni. Nie przyniosły jednak przełomu.
(DJ)