- Nie rozumiemy obostrzeń godzinowych. Przecież koronawirusem można zarazić zarówno przed godz. 21 jak i później – mówi restaurator z Lublina, a inny wskazuje, że nie wiadomo, czy o godzinie 21 trzeba będzie wypraszać gości, czy tylko nie przyjmować nowych.
Od soboty Lublin będzie w czerwonej strefie, a to oznacza, że bary i restauracje mogę przyjmować gości tylko w godzinach 6 – 21. W pozostałych mogą realizować tylko zamówienia z dostawą do klienta.
Jacek Abramowski, menager restauracji Sielsko Anielsko w Lublinie uważa, że ten zapis nie jest trafiony. Mówi, że równie dobrze ktoś może zarazić się koronawirusem po godzinie 21.
Podkreśla też, że od początku epidemii żadna restauracja w woj. lubelskim nie stała się ogniskiem koronawirusa.
– W branży restauracyjnej bardzo ściśle przestrzega się zaleceń sanepidu. Wiele lokali oprócz zaleceń, które obowiązują nas wszystkich wprowadza też własne dodatkowe procedury. W naszej branży zawsze było bezpiecznie. Dlatego decyzja o ograniczeniu godzin funkcjonowania jest gwoździem do trumny lokali, które już teraz znajdują się w bardzo złej kondycji – mówi nam restaurator i ocenia, że obostrzenia odczują zwłaszcza puby i restauracje nastawione na działalność w późniejszych godzinach.
– Ale konsekwencje odczujemy wszyscy i nie wiem, czy przetrwamy. W dodatku nasza praca to system naczyń połączonych: jeśli my upadniemy to pracę stracą nasi pracownicy; jeśli będziemy zamawiać mniej towaru to boleśnie odczują to także nasi dostawcy. Dlatego podjęta decyzja odbije się boleśnie w całej gospodarce – dodaje Abramowski.
Nie będzie wesel
Kolejny z przedsiębiorców z czerwonej strefy już od dawna próbował się jakoś ratować. - Ponownie znaleźliśmy się w bardzo złej sytuacji. Szkolenia, chrzciny czy wesela zostały odwołane - mówi Mariusz Pełczyński, właściciel „Zajazdu w lesie” w Ciechankach, gmina Puchaczów.
Jego firma skorzystała z rządowej tarczy finansowej, ale teraz oczekuje kolejnej propozycji pomocy. Skierowanej zwłaszcza do gastronomii.
- Bez pomocy państwa trudno będzie nam przetrwać pandemię. Dla nas zakaz organizowania tego rodzaju imprez, to kolejny lockdown – dodaje Mariusz Pełczyński.
- Obecnie w czerwonej strefie przyjęć weselnych nie możemy organizować. Nie wiemy też jak długo potrwa takie obostrzenie - przyznaje Patrycja Nizioł, menadżer Hotelu Luxor. - Dlatego nie zamykamy dokonywania rezerwacji na przyjęcia, przyjmujemy je na następne miesiące oraz lata. Wraz z organizatorami przyjęć zakładamy, że obostrzenia będą stopiniowo znoszone. Jeśli wrócimy do żółtej strefy będziemy proponowali zorganizowanie przyjęć w takim zakresie jak będzie to dopuszczalne, wychodząc z żółtej strefy mamy nadzieję że przyjęcia będą odbywały się z większą ilością Gości.
Nizioł zapewnia, że zabawa w Hotelu Luxor jest w pełni bezpieczna. Miejsce zostało w pełni dostosowane do działania zgodnie z wszystkimi zaleceniami przedstawionymi przez Sanepid.
- Problematyczne dla nas stało się skrócenie do godz. 21. pracy restauracji gdyż większość gości melduje się w godzinach wieczornych chcąc skorzystać z restauracji po podróży - mówi pani menadżer. - Informujemy gości hotelowych, że później będzie można tylko zamówić room service. Robimy wszystko co w naszej mocy by dalej działać chociaż sytuacja dla całej naszej branży jest bardzo trudna. W związku z przejściem pracowników firm na pracę zdalną, w hotelu mamy mniej Gości. Teraz skrócą się godziny działalności restauracji i odpadną wesela, co znacznie ogranicza naszą pracę ale damy radę dzięki działalności cateringu do domu oraz firm, zarówno tego codziennego jak i z okazji zbliżających się świąt.
Boimy się
– Czy się boję? Wszyscy się boimy – przyznaje Piotr Błoński, właściciel lubelskiej restauracji Incognito. – W tym momencie to branża z dużym ryzykiem, jak eventowa czy turystyczna. A już pomalutku każdy zaczął stawać na nogi. Już były symptomy, że powoli odzyskujemy stabilność
Prognozy na przyszłość branży nie są optymistyczne. Restaurator nie ma wątpliwości, że wprowadzane właśnie obostrzenia będą obowiązywać wiele tygodni, może nawet cztery miesiące. Liczy się tez z tym, że zakazy będą jeszcze zaostrzane.
– W efekcie za chwilę restauracje zaczną upadać. Do wiosny fala bankructw w tej branży, to nieuniknione – przewiduje Błoński. Jak dodaje, w najgorszej sytuacji są ci, którzy mają po kilka restauracji, a co za tym idzie kilka razy większe koszty. – Nie jest różowo, ale walczymy. To dla nas katastrofalny rok. Należałoby go kompletnie wymazać – stwierdza.
Od soboty bary, pizzerie i restauracje mogą być otwarte tylko do godz. 21. takie obostrzenia obowiązują i w żółtej i w czerwonej strefie. Przedsiębiorca jednak zwraca uwagę na niejasne informacje.
– Najgorsze jest to, że nikt z nas nie ma pojęcia jak te nowe przepisy interpretować. O godz. 21 mamy zacząć chodzić po klientach, zabierać talerze i wypraszać z lokalu? W moim rozumieniu to godz. 21 zamykam lokal i nie wpuszczam nowych gości. Ale czy policja nie będzie interpretować tego inaczej i nie przyjdzie wypisać mandatów? Nie wiem. To kolejne rozporządzenie, które wprowadza się za dnia na dzień, bez żadnych konsultacji. Do tego dezinformacja i dużo paniki. I klienci się boją. Rezerwacje zaczęli odwoływać już kilka dni temu, gdy jeszcze byliśmy strefą żółtą. Już teraz więcej dań na dowóz przygotowujemy niż dla gości w lokalu.
Co może uratować gastronomię przed falą bankructw. – Zawieszony ZUS, podatek ujednolicony do 5 proc., obniżone czynsze – wylicza Piotr Błoński. – Ludzie od dawna głośno o tym mówią, ale rząd na te głosy jest głuchy.