Kilkudziesięciu mundurowych przez dwa dni przeszukiwało wysypisko śmieci w Rokitnie pod Lublinem. Zwłok noworodka nie znaleźli.
Policjanci zaczęli przeszukiwać wysypisko w piątek po południu. Tego dnia jedna z pracownic firmy Kom-Eko, zatrudniona w sortowni śmieci przy ul. Metalurgicznej, powiedziała swemu kierownikowi, że w czwartek przed południem widziała na taśmie z odpadami zwłoki noworodka.
- Była bardzo roztrzęsiona - mówi Wojciech Lutek, prezes Kom-Eko, do którego zadzwonił kierownik sortowni. Prezes natychmiast zawiadomił policję. Według słów kobiety, dziecko miało około 25 cm długości.
- Tłumaczyła, że tak późno zaalarmowała policję, ponieważ po zobaczeniu zwłok była w szoku - mówi podkomisarz Witold Laskowski z lubelskiej policji. Jeszcze wczoraj kobieta była pod opieką lekarzy.
Kiedy na wysypisku pojawili się policjanci, czwartkowa dostawa śmieci była już przykryta grubą warstwą innych odpadów. Nie można było dokładnie ustalić miejsca, w którym śmieciarka je wysypała. Policjanci mieli do przeszukania około pół hektara terenu. Pomagał im pies wyszkolony do poszukiwania zwłok.
Mundurowi pracowali w Rokitnie również przez całą sobotę. Spychacz zgarniał kolejne warstwy śmieci, które funkcjonariusze dokładnie przetrząsali. Po kilkunastu godzinach poszukiwań prowadzący śledztwo uznali, że nie ma szans na znalezienie zwłok.
Policja skierowała teraz swoje siły na znalezienie matki dziecka. W takich przypadkach działania śledczych za każdym razem są podobne. W gabinetach ginekologicznych szukają informacji o kobietach w ciąży. Liczą też na informacje od mieszkańców. Śledztwo utrudnia to, że nie wiadomo, skąd zostały przywiezione śmieci, w których miały być zwłoki noworodka.
- Ciało dziecka mogło też być przywiezione spoza miasta - nie wyklucza Laskowski.