Czibureki w Jazzve
Nie da się ukryć, że stęskniłem się za jesiennym, energetyczny jedzeniem, które w dodatku dobroczynnie wpływa na chandrę. Pozytywnym przykładem są tu ormiańskie czibureki w Jazzve. Jedną sztuką najedzą się dwie osoby. To potężny pieróg na pół talerza, pieczony w piecu, który kryje w sobie soczyste nadzienie z mięsa, cebuli i przypraw; w tym kolendry.
Anus Chilingaryan, która pełni rolę gospodyni i szefa kuchni, doskonale ogarnia tajniki soczystego nadzienia, po swojemu dobiera przyprawy. Ma też nosa do ostrej pasty, która rozgrzewa żołądek.
Czibureki z Jazzve mogą być świetną gorącą przekąską i wstępem do dalszej uczty, ale z powodu sytości często zastępują pełny obiad.
Zupa z jagnięciny
Jesienna pora prosi się o dobre, rozgrzewające zupy. W restauracji 16 stołów możecie zapolować na zupę grzybową z jagnięciną lubelską, podawaną z pikantnymi uszkami.
Piotr Kwiatosz, szef kuchni, ma słabość do jagnięciny, pochodzącej z hodowli w naszym regionie. Zupa z jagnięciny, będąca ongiś ozdobą staropolskiej kuchni, to jeszcze rzadkość w restauracjach lubelskich. A szkoda, bo smakuje wybornie.
Flaki z Piastowskiej
Czy gdzieś można zjeść prawdziwe flaki, jakie podawano w dawnych GS-owskich restauracjach w czasach PRL-u?
Można.
Polecamy wyprawę do miejscowości Niemce, gdzie mieści się Karczma Piastowska. Stoi obok dawnej GS-owskiej piekarni, gdzie jak dawniej wypieka się znakomity chleb. A flaki są wyśmienite; takie jak trzeba. Nie upiększane, bez zbędnych dodatków, z odrobiną majeranku. Parująca miska gorących flaków z Piastowskiej: na tym skończyć się nie da. Pozycją, którą trzeba obowiązkowo zaliczyć jest rumsztyk z cebulą. Po prostu palce lizać.
(SZ)