Mieczysław C. śmiał się, gdy jego córka opowiadała podczas przesłuchania o tym, jak wymordował swoją rodzinę. Sąd Okręgowy w Lublinie nie znalazł dla niego żadnych okoliczności
łagodzących. Za zamordowanie żony i teściów skazał go wczoraj
na dożywocie.
Tragedia wydarzyła się 18 grudnia 2000 roku. Morderca przyjechał ciągnikiem do Bazanowa Starego pod Rykami. Mieszkali tam
teściowie, do których uciekła jego żona z dziećmi. Kobieta nie wytrzymała bicia i poniżania.
Mieczysław C. zaraz po przekroczeniu progu wpadł w szał. Chwycił nóż. Teściom i żonie Henryce zadał po kilkanaście ciosów. 4-letnia córeczka uciekła do sąsiadów. – Tata pozabijał mamę, dziadka i babcię – wykrzyczało przerażone dziecko.
Zakrwawioną teściową znaleziono obok domu. Jeszcze żyła. Zmarła po dwóch tygodniach w szpitalu. Przed śmiercią zdążyła jednak powiedzieć, że zabójcą jest jej zięć. Kilka metrów od matki leżały zwłoki Henryki C. Ciało teścia było w domu.
Morderca został zatrzymany przez policję jeszcze tego samego wieczora. W prokuraturze twierdził,
że 18 grudnia rzeczywiście był u teściów, ale nie pamięta, jak wyglądała wizyta, bo ma lukę w pamięci. Na rozprawie nie przyznał się do zabójstwa. Mówił, że teściów i żonę zostawił w dobrym zdrowiu.
Prokurator od początku domagał się dla zabójcy dożywocia. Lubelski sąd za pierwszym razem skazał go na
25 lat więzienia. Wyrok został uchylony. Wczorajsze orzeczenie
nie jest prawomocne.