Oszukali nas i nasze dzieci – oburzają się mieszkańcy gminy Jastków, którzy wysłali swoje pociechy na kolonie nad Bałtyk. – Miały spokojnie wypoczywać, tymczasem są głodne i mieszkają w obskurnych warunkach.
50 dzieci z Jastkowa i okolic przebywa na 2-tygodniowych koloniach w Jarosławcu nad Bałtykiem. Trafiły do ośrodka Związku Harcerstwa Polskiego "Leśna Polana”. Rodzice musieli pokryć tylko część kosztów (po 350 zł), bo wypoczynek dzieci rolników dofinansowuje KRUS. Gmina Jastków zapewniła przejazd w obie strony.
– Wysyłamy dzieci na kolonie od kilku lat. Ale jeszcze nigdy nie było tak źle. Codziennie są telefony, lament i płacz – mówi Maria Prażmo, która nad morze posłała syna i córkę. – W pokojach dzieci nie zastały pościeli. Był za to brud i straszna wilgoć – dodaje inna z matek.
– Wilgotność? Pewnie, że jest. To naturalne z powodu minimalnej odległości od morza – odpowiada Roman Wierzbicki, organizator kolonii, były senator PiS i były szef NSZZ "S” Rolników Indywidualnych. – Inspektorzy sanepidu wszystko sprawdzili i stwierdzili, że jest w porządku.
– A jedzenie? Po 13-godzinnej podróży dzieci nie dostały ciepłego posiłku – podkreśla jeden z rodziców.
– Moja córka na obiady się najada. Ale po śniadaniach i kolacjach jest głodna – dodaje Maria Prażmo. – Dość powiedzieć, że któregoś dnia posiłkiem był… banan – mówi oburzony Marek Dzierżak.
Wierzbicki przyznaje, że problem z jedzeniem był. Pierwszego dnia. – Dzieci miały dostać ciepły posiłek. Tyle że miały przyjechać do godz. 17. A te z Jastkowa przyjechały po 20. Odgrzewanie kolacji, przy takim upale, mogło się okazać niebezpieczne. Dostały kanapki – wyjaśnia.
Dodaje, że teraz koloniści dostają 5 posiłków dziennie. – Sam tam byłem i się najadłem – podkreśla organizator.
– Rodzice wyobrażali sobie, że wysyłają dzieci do 4-gwiazdkowego hotelu. Od początku nikt przed nimi nie ukrywał, że pojadą do stanicy harcerskiej. W Internecie można było zobaczyć zdjęcia – dodaje Wierzbicki.
– W Internecie wszystko wyglądało pięknie – odpowiada Marek Dzierżak.
– Moja 9-letnia córka już mi powiedziała, że nigdy nie wstąpi do harcerstwa. Ma dość – mówi M. Dzierżak.
– Mamy codziennie odprawy, a 2–3 razy dziennie rozmawiamy z kolonistami – komentuje harcmistrz Ryszard Sobczak, komendant Hufca, któremu podlega ośrodek. – Nie słyszałem, żeby którekolwiek z dzieci chciało wracać do domu.
– Mój 12-letni syn codziennie dzwoni zrozpaczony. Mówi, że się nudzi, że jest mu źle i że chce wrócić do domu – twierdzi jednak Maria Prażmo. – Co teraz mamy zrobić? Jechać przez całą Polskę i zabrać dzieci? Chyba nie będzie innego wyjścia…