W co najmniej kilkunastu miejscach na długości 4,5 kilometra człowiek może po przykucnięciu przejść pod metalowym płotem.
Choć jeszcze niedawno, w 2000 r., terminal został uznany za budowę roku 1999, to jednak – jak naocznie sprawdziliśmy – pojawia się coraz więcej zaniedbań. Już w samych Kukurykach płot jest przecięty. Zorientowani mogą go tylko popchnąć i wejść lub wyjść z terenu granicznego. Kierowcy czekający w kolejkach godzinami na odprawę celną i łaskawość białoruskich celników, którzy zechcą wpuścić tiry z polskiej strony za Bug, mogą znaleźć wiele sposobów na wykorzystanie tych wyrw w granicznych zaporach do zrobienia interesów.
– Tak wygląda słynna szczelność, o którą przed laty walczyli przedstawiciele rządu, celnicy i Straż Graniczna – mówi osoba, która pokazuje nam luki w granicy.
Ppłk Andrzej Wójcik, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej twierdzi, że wyrwy w drodze celnej powinien usunąć Zarząd Drogowych Przejść Granicznych w Chełmie. – Będziemy sukcesywnie uszczelniać wyrwy spowodowane opadami – obiecuje Bogdan Woszkiel, zastępca kierownika koroszczyńskiego oddziału ZDPG. – Trzeba byłoby obłożyć je siatką. Natomiast nic nie słyszałem o dziurze w płocie w Kukurykach.
Podobnie „nieszczelny” jest terminal w Koroszczynie. Przychodzący tam ludzie mogą swobodnie przejść z części komercyjnej do budżetowej. W tzw. śluzie nikt nie siedzi.
Agnieszka Łabędzka, rzecznik prasowy terminalu przyznaje, że powinien tam dyżurować celnik, lecz niekiedy jest odwoływany do innych zadań. Urzędowi Celnemu brakuje etatów.
Związany od dawna z budową terminalu, a później z ZDPG, Janusz Denisiuk ostatnio wystąpił z pismem do posła Lecha Nikolskiego prosząc go w imieniu pracowników Drogowych Przejść Granicznych o interwencję. Twierdzi on, że zarządzanie terminalem w Koroszczynie z Chełma powoduje wiele nieprawidłowości i konfliktów. Wskazuje na marnotrawstwo środków budżetowych i degradację majątku państwowego.
Zdumienie zachodnich kierowców wywołują też sterty śmieci leżące wzdłuż drogi celnej. Siedzący w tirach ludzie wyrzucają za płot setki butelek wypełnionych moczem i klną na olbrzymie dziury w jezdni. Niemcy twierdzą, że te warunki są „całkiem białoruskie”. •