Awaria silnika i sterów to prawdopodobne przyczyny piątkowej katastrofy samolotu w Radawcu. W wypadku zginęły dwie osoby: student nawigacji i doświadczony pilot z Puław, który w sobotę obchodziłby swoje urodziny.
– Na wysokości stacji meteorologicznej nagle przestał działać silnik. Przeleciał jeszcze kilkadziesiąt metrów i runął niedaleko zabudowań – relacjonuje Zbigniew Hrabia z lubelskiego Aeroklubu, który pomagał Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wyjaśniać przyczyny tragedii.
Komisja ustaliła, że maszyna prawdopodobnie spadła z wysokości około stu metrów i wbiła się pionowo w ziemię. W chwili uderzenia mogła lecieć z prędkością nawet 100 kilometrów na godzinę.
Na miejscu zginęły dwie osoby: pilot Krzysztof C. z Puław i 33-letni Robert R. z województwa łódzkiego, który studiował nawigację w Dęblinie. Okoliczności zdarzenia przez cały weekend badali specjaliści.
– Jedna z hipotez jest taka, że doszło do awarii układu napędowego. Ale nie wiadomo, czy była to główna przyczyna katastrofy – mówi Jerzy Kędzierski, kierujący w Radawcu zespołem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Kędzierski podkreśla, że piloci ultralekkich samolotów, takich jak Zodiac, są specjalnie szkoleni, by nawet w razie awarii silnika potrafili wylądować. W tym przypadku pilotowi się to nie udało. Dlaczego?
Drugą przyczyną tragedii mogła być awaria sterów. – Prawdopodobnie w pewnym momencie pękło mocowanie steru wysokości do góry. Przez to pilot stracił kontrolę nad samolotem i nie zdołał wylądować awaryjnie – przypuszcza Zbigniew Hrabia.
Na oficjalne wyniki badań trzeba jednak poczekać. W wyjaśnieniu wypadku pomóc mają relacje mieszkańców Radawca, którzy mieszkają kilkadziesiąt metrów od najbliższych zabudowań i widzieli upadek maszyny.
Krzysztof C. był jednym z najbardziej doświadczonych pilotów na Lubelszczyźnie. W sobotę obchodziłby swoje urodziny. – Wielokrotnie wychodził z ekstremalnych sytuacji. Latał na śmigłowcach bojowych, był m.in. na misji w Afganistanie. W ten weekend skończyłby 52 lata – mówi Hrabia.