28-letni Marek B. zaplątał się w sieci kłusowników - wynika z naszych wczorajszych ustaleń. Policja sprawdza ten trop.
- Marek B. utopił się w płytkiej, półtorametrowej wodzie. Nogi miał zaplątane w rybackie sieci - mówi Sławomir Cielniak z policji w Łęcznej. Wczoraj ustaliliśmy, że sieci nie należały Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Lublinie, który dzierżawi jezioro Uściwierz od Skarbu Państwa.
- Nie prowadzimy takich odłowów. Na pewno była to siatka kłusownicza. Dwa tygodnie temu z Uściwierza Straż Rybacka wyciągnęła 400 metrów kłusowniczych sieci - mówi Andrzej Borkowski, dyrektor Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Lublinie. - Kłusownictwo to plaga na pojezierzu. Nie pomagają częste kontrole. Rocznie z naszych akwenów wyciągamy 500-600 kilkunastometrowych siatek kłusowników.
O naszych ustaleniach poinformowaliśmy wczoraj Teresę Rojek, prokuratora rejonowego we Włodawie. Zapytaliśmy także, czy prokuratura zajmie się ustaleniem kłusowników, którzy zastawili sieci.
- Czekam na wyniki zarządzonej na dzisiaj sekcji zwłok - mówi Teresa Rojek. - Ponadto trudno mi cokolwiek przesądzać, dopóki nie dowiem się, jakie i czyje były sieci, w które zaplatał się Marek B. Na obecnym etapie koncentrujemy się na ustalaniu przyczyn i okoliczności tego tragicznego zdarzenia.
Jakie działania w tej sprawie podjęła policja? - Sprawdzamy wszystkie wątki. Być może był to nieszczęśliwy wypadek, być może Marek B. wpadł we własne sieci. Znalezienie właścicieli sieci będzie bardzo trudne - dodaje Cielniak.
Uściwierz przyciąga kłusowników. - Tu żyją dochodzące nawet do 30 kilogramów tołpygi, szczupaki, sumy i okonie. Ludzie z okolicznych wiosek wypływają na jeziora, aby kłusować - mówi Waldemar Dyczewski, sołtys wsi Uściwierz.