Rosjanie kłamali, że nie stosowali w wojnie z Gruzją bomb kasetowych - twierdzi Paweł Bobołowicz, korespondent Radia Lublin
W przyszłym tygodniu Helsińska Fundacja Praw Człowieka organizuje w Warszawie konferencję na temat broni kasetowej. Przyjadą na nią ofiary bomb kasetowych i min przeciwpiechotnych z Serbii i Afganistanu. - Ja też się tam wybieram - mówi Bobołowicz. - To dobra okazja, żeby pokazać wszystkim, co znaleźliśmy w Gruzji.
Bobołowicz, jako reporter Radia Lublin, był w Gruzji przez kilka tygodni. - Przeżyłem m.in. bombardowanie Gori, właśnie przy użyciu bomb kasetowych - opowiada.
Minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow zaprzeczał, że Rosja stosowała w wojnie z Gruzją takie bomby. Wątpliwości pojawiły się jednak w sierpniu po tragicznej śmierci holenderskiego kamerzysty w Gori.
- Mam dowody, że Rosjanie stosowali taką broń - wyjaśnia Bobołowicz. - Zrobiłem zdjęcia lejów po bombach kasetowych czy dziur w kilkumilimetrowej blasze, którą odłamki takich bomb bez trudu przebijają. Przywiozłem też do Lublina element bomby. Eksperci wojskowi nie mają wątpliwości: to fragment broni kasetowej.
Bomby kasetowe uznane są za jeden z najbardziej niehumanitarnych typów broni. Zbudowane są z zasobnika zawierającego od kilku do kilkunastu mniejszych ładunków. Kiedy bomba znajdzie się blisko ziemi, zasobnik otwiera się i rozsiewa zawartość na obszarze wielkości boiska piłkarskiego.