Janusz Palikot zniechęca do głosowania na PO – wynika z badań zleconych przez przeciwników szefa lubelskiej Platformy. Znamy szczegóły.
Badania - zamówione przez cześć lubelskich parlamentarzystów PO - przeprowadziła w tym tygodniu na próbie 500 dorosłych mieszkańców Lubelszczyzny firma Lokalne Badania Społeczne. Widzieliśmy ich wyniki.
Palikota rozpoznaje niemal 9 na 10 badanych. Ale 42 proc. znających tego polityka, ocenia jego działalność negatywnie, 35 proc. neutralnie, a 17 proc. pozytywnie.
Co wynika jeszcze z badań zamówionych przez zwolenników Karpińskiego? Palikot kojarzony jest jako polityk ogólnokrajowy. Większość badanych twierdzi, że zrobił dla regionu tyle samo złego co dobrego, 26 proc. że więcej złego, a 17 proc., że więcej dobrego. Najbardziej krytyczne są kobiety, ludzie w wieku 40–49 lat, mieszkańcy Lublina oraz wyborcy PiS.
Ponad połowa badanych twierdzi, że to, co robi poseł z Lublina zniechęca do głosowania na Platformę, 30 proc. ma odmienne zdanie. Mieszane uczucia ma niemal połowa zwolenników PO.
Badani mieszkańcy widzą w pośle człowieka m. in. niespokojnego, nieobliczalnego, nie okazującego szacunku innym ludziom. Jednocześnie doceniają jego inteligencję, uważają za sympatycznego oraz kompetentnego.
Poseł Palikot napisał nam dzisiaj w SMS-ie, że ma profesjonalne badania (na próbie 1000-osobowej), z których wynika, że większość mieszkańców Lubelszczyzny ocenia go bardzo dobrze. Mają to też potwierdzać badania krajowe "gdzie jestem na 9 miejscu zaufania w Polsce. Natomiast Karpiński ma rozpoznawalność na poziomie 3 procent!”.
Pojedynek na sondaże to jedna z ostatnich odsłon walki o przywództwo w Platformie na Lubelszczyźnie.
Co obiecują delegaci
Obaj konkurenci zabiegali o głosy działaczy jeżdżąc od kilku tygodni po regionie. – Mam poparcie zdecydowanej większości delegatów. Tak wynika z deklaracji. Głosowanie będzie wolnym wyborem wolnych ludzi w wolnościowej partii – mówi Włodzimierz Karpiński. Zwolennicy Palikota przekonują, że to on ma przewagę.
– Musiałoby wyłamać się ok. 80 delegatów. To nierealne – stwierdza Piotr Sawicki współpracownik Palikota i szef PO w powiecie lubelskim. – Dobrze, że choć pod koniec kadencji tego zarządu partii koledzy wykrzesali z siebie trochę energii i odwiedzają powiaty. W niektórych byli pewnie pierwszy raz.
Delegaci często mówią to, co chce usłyszeć odwiedzająca ich delegacja. Np. powiat tomaszowski w całości ma popierać Karpińskiego, ale kilka osób miało też zapewnić o wierności Palikotowi.
Lokalne układanki
Przeciwnicy Palikota liczyli, że po smoleńskiej katastrofie poseł na dłużej zaszyje się w kamienicy na Starym Mieście lub w domu na Suwalszczyźnie. Tymczasem Palikot pokrzyżował im szyki i tydzień temu wrócił do polityki. Z nową fryzurą, numerem telefonu komórkowego, w okularach i ciemnej marynarce zapewnia, że się zmienił. I na całego zaangażował się w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego.
Jednak w lubelskiej rozgrywce chodzi nie tylko o to czy komuś odpowiada styl uprawiania polityki przez kontrowersyjnego posła.
W grę wchodzą lokalne układy. Np. część działaczy chce przegranej Palikota, bo wtedy pozycję straci Stanisław Żmijan – jedyny poseł, który go wspiera. Liczą, że jeśli wpływy starci Żmijan, to schedę po nim we wschodniej Lubelszczyźnie przejmie senator Józef Bergier, zwolennik Karpińskiego.
Schetyna, naciski i bzdury
Według środowej "Gazety Wyborczej Lublin” partyjna centrala próbowała namówić lubelskich działaczy na kompromis. Nic z tego nie wyszło. Karpiński zapewnił dziennikarza, że pola bitwy nie opuści.
A rywalizacja bywa ostra. – Za Karpińskim stoi Grzegorz Schetyna – przekonywał Janusz Palikot. Karpiński odpiera zarzuty: – Podczas publicznego spotkania wstał człowiek i powiedział, że jest jednoznacznie naciskany żeby zagłosować przeciwko mnie – mówi Karpiński, ale szczegółów nie zdradza.
Niedawno wśród lubelskich polityków gruchnęła pogłoska, że za poparcie Palikota marszałek Krzysztof Grabczuk straci stanowisko. – Bzdura, bzdura, bzdura. My robimy kampanię pozytywną, chcemy współpracy – stwierdza Karpiński.
"Osoba, która przez większość kariery wyróżniała się bezpardonowymi atakami na konkurentów, dziś pragnie uchodzić za wyważonego polityka. Ktoś, kto nigdy nie przebierał w słowach, dziś zastanawia się nad każdym swoim krokiem. Człowiek, będący przykładem politycznego awanturnika, dziś chce się jawić jako kompetentny fachowiec. Czy to autentyczne? Miejmy nadzieję” – pisze na blogu poseł Magdalena Gąsior Marek, co można odczytać jako prztyczek dla Jarosława Kaczyńskiego, ale i Palikota.
Będą killerami?
"Jeśli przeanalizujemy pozycję liderów regionalnych dwóch największych partii w najważniejszych regionach zobaczymy, że każdy z nich musi być killerem. Inaczej nie będzie szanowany w gronie innych killerów w Warszawie, podczas spotkań zarządów partii. Także przez prezesa czy przewodniczącego” – tłumaczy Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, w wydanej kilka dni temu książce "Anatomia Władzy”.
– Są wyjątki od reguły. Tutaj nie będzie wyrzynania. Dla nas ważne są wybory samorządowe. Potrzebujemy zgranej drużyny żeby je wygrać – mówi nam człowiek z obozu kontrowersyjnego posła.
– Nie ma ludzi Palikota, nie ma ludzi Karpińskiego. Jest wspólna Platforma. Ja w to wierzę, działam dla idei, a nie dla koniunktury – mówi Karpiński. Zapowiada, że po jego zwycięstwie zarekomenduje konkurenta żeby zasiadł we władzach krajowych partii. Palikot również obiecał, że po wygranych wyborach, Karpiński zostanie w zarządzie regionu PO.
Jednak przez ostatnich kilka lat PO była sceną brutalnych bratobójczych walk o władzę. Opisaliśmy je w listopadzie w "Krwawej historii lubelskiej Platformy”. Na placu boju pozostali m. in. Zyta Gilowska i Dariusz Piątek.