Jeszcze co najmniej przez miesiąc nie będzie zapowiadanego wzrostu cen energii. Wszystko dlatego, że firmy sprzedające prąd domagają się drastycznych podwyżek.
Zatwierdzanie taryfy energii elektrycznej miało zakończyć się do jutra. To by oznaczało, że nowe, wyższe ceny zaczną obowiązywać od 1 stycznia. Ale prezes URE zapowiedział wczoraj, że nie zatwierdzi nowych taryf.
- Wszystko przez zbyt wygórowane oczekiwania firm sprzedających prąd - tłumaczy Agnieszka Głośniewska, rzecznik URE. - Wnioskowany na taką skalę wzrost kosztów zaopatrzenia w energię może być dodatkowym elementem pogłębiającym i tak pogarszającą się już sytuację gospodarczą kraju.
Czego domagają się firmy energetyczne? - Nie mogę zdradzić, o jakie podwyżki wnioskujemy - mówi Dominika Tuzinek-Szynkowska, rzecznik Polskiej Grupy Energetycznej, w skład której wchodzą lubelskie spółki obracające energią.
Ale URE ujawnił kilka tygodni temu, że firmy sprzedające prąd chcą podwyżek aż od 41 do 62 proc., zaś dystrybutorzy od 9 do 25. - Jeśli przyjmiemy, że 60 proc. rachunku stanowi opłata za prąd, a 40 proc. za jego dostarczenie, to nasze rachunki mogłyby wzrosnąć od 26 do 42 proc. - wylicza Głośniewska.
Średni rachunek mieszkańca Lubelszczyzny za prąd to w tej chwili 150-170 zł za dwa miesiące. Nawet 20-proc. podwyżka oznacza w skali roku co najmniej kilkaset złotych mniej w portfelu, a co dopiero 26-42 proc.
- Rachunki za prąd pochłaniają większość mojej renty - mówi Stanisława Bukała, rencistka z Mętowa. - Nie wiem z czego będę żyła, jak ceny pójdą w górę. Ci, którzy ustalają takie sumy, nie przejmują się nami.
Podwyżki wejdą w życie 14 dni od zatwierdzenia taryfy przez URE. W tej chwili urząd planuje zakończenie negocjacji do 15 stycznia 2009 r. Jeśli tak się stanie, to wtedy dowiemy się, o ile więcej zapłacimy i od kiedy. Na pewno jednak nie wcześniej niż od 1 lutego.
(kp)