Dyrektor miejskiej firmy zataczał się po pijanemu i robił siusiu na oczach przechodniów.
Była wrześniowa niedziela. W Radzyniu Podlaskim ludzie bawili się na festynie z okazji dożynek. Reporter "Wspólnoty Radzyńskiej” zobaczył przy stawach za pałacem, jak dwóch mężczyzn prowadziło słaniającego się na nogach Jana G., ówczesnego dyrektora miejscowego Zakładu Gospodarki Lokalowej.
We wtorek dziennikarz i mieszkańcy ponownie ujrzeli dyrektora. Wyglądał na pijanego i siusiał w centrum miasta. Dziennikarze opisali te zdarzenia. Nie podali jednak nazwiska urzędnika i pełnionej przez niego funkcji, a na opublikowanej fotografii nie pokazali jego twarzy.
Kilka dni po ukazaniu się artykułu dyrektor pożegnał się z pracą. - Po rozmowie z burmistrzem sam złożył rezygnację. Podejrzewam, że historia z gazety miała z tym związek - mówi Kazimierz Szynkarek, sekretarz miasta.
Były urzędnik stwierdził, że dziennikarze zszargali mu reputację. Pozwał ich do sądu. Wczoraj ruszył proces. Lubelski sąd na wniosek Jana G. utajnił rozprawy.
- Naszym celem nie było dokuczenie panu G., tylko pokazanie problemu. Interes publiczny wymagał napisania, że ważne stanowisko zajmuje człowiek mający problemy z alkoholem - mówi nam Mateusz Orzechowski, wydawca tygodnika i radny wojewódzki PO.
Łukasz Szymański, redaktor tygodnika dodaje: Przed kolejną rozprawą sąd chce też przejrzeć materiały sprawy, jaka toczy się w sądzie grodzkim w Radzyniu. Były urzędnik odpowiada przed nim w związku z opisaną przez nas sprawą.
Kilka razy dzwoniliśmy wczoraj po południu na telefon domowy Jana G. Jego córka powiedziała nam, że będzie wieczorem. Poszedł do lekarza, a telefon komórkowy zostawił w domu. Do zamknięcia tego wydania gazety nie udało się nam z nim skontaktować.
Były dyrektor pozwał nie tylko redaktorów. O naruszenie dóbr osobistych oskarżył również mieszkańca Radzynia, który napisał list do redakcji i złożył wniosek do miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych o leczenie Jana G.
- Zareagowałem tak, jak powinien zareagować każdy. Szef miejskiej firmy nie powinien się tak zachowywać - mówi autor listu.
Następna rozprawa 13 grudnia.