Sylwester Całka nie ma z czego żyć. Rok temu przestał być policjantem, bo zgubił służbową broń.
Sylwester Całka z Dąbrówki koło Kazimierza Dolnego pracował na posterunku w Łaziskach. Pistolet zginął mu 18 września 2006 roku. Poszedł do łazienki i zostawił broń we wnęce okiennej. Tam gdzie wszyscy ją zostawiali. Potem zapomniał ją zabrać. - Pistolet przepadł. W tym czasie na posterunku był człowiek podejrzany w innej sprawie. Od razu wskazałem na niego - mówi Sylwester Całka. - Okazało się, że miał ślady prochu na ciele. Ale został uniewinniony.
Prokurator postawił Całce zarzut nieumyślnej utraty broni. A policja wszczęła postępowanie dyscyplinarne. - Zawieszali je i wznawiali. W końcu zwolnili mnie w styczniu 2007 r. - załamuje ręce Całka. - Popełniłem błąd, ale kara jest niewspółmierna do czynu. Mogli mnie zdegradować, zawiesić do czasu ogłoszenia wyroku. Brakowało mi trzech lat do emerytury. Teraz nikt nie chce zatrudnić byłego policjanta i to zwolnionego dyscyplinarnie. Jestem skończony...
Tuż po zwolnieniu pana Sylwestra z pracy broń się znalazła. Z pełnym magazynkiem. - Mimo to, dostałem wyrok większy niż żądał prokurator. Złożyłem apelację. Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. A ja czekam na sprawiedliwość - nie kryje nadziei były policjant.
Zupełnie inaczej potoczyły się losy Stanisława K. z komendy w Opolu Lubelskim (tej samej, której podlegał Całka). Choć ciążą na nim poważne zarzuty, wciąż pracuje na swoim stanowisku. Jego sprawa toczy się przed Sądem Okręgowym w Lublinie. - Wraz z ponad 70 osobami jest oskarżony w sprawie fingowania kolizji i wyłudzania odszkodowań. Prokuratorskie zarzuty dotyczą 2000 r. Stanisław K.
potwierdził wówczas, że doszło do stłuczki, choć wiedział, iż została ona sfingowana - wyjaśnia Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Dlaczego Całka stracił pracę, a jego kolega nie? Według Anny Smarzak z biura prasowego lubelskiej policji chodzi o zawiłości policyjnych procedur.
Funkcjonariusz z Opola normalnie pracuje, gdyż policja musi w jego przypadku czekać z decyzją na wyrok sądu. A to dlatego, że zarzuty w postępowaniu karnym i dyscyplinarnym są takie same.
- W przypadku pana Całki treść zarzutów była podobna, ale inna kwalifikacja prawna. I w takim przypadku nie trzeba było czekać na decyzję sądu - mówi Smarzak.
Policja uznała, że naruszył dyscyplinę służbową, dlatego mógł zostać wydalony ze służby.