- Mają po kilkanaście lat, a nigdy nawet nie spróbowali dań obiadowych - mówi Michał Misztal, dyrektor pogotowia. - Już się przyzwyczailiśmy, że długo trzeba ich przekonywać, że można jeść coś, oprócz chleba i jajek.
Fatalne skutki tej diety zauważają dopiero pracownicy pogotowia - ich podopieczni cierpią na skoliozy i inne dolegliwości spowodowane brakiem witamin. A placówka od kilku miesięcy jest już przepełniona, podobnie jak i domy dziecka.
- Wzrost ubóstwa przekłada się na kwoty przeznaczane z budżetu państwa na dożywianie dzieci - mówi Barbara Walencik z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie. - W roku 2001 było to 4 800 tys. zł, a w 2002 r. - już 9 800 tys. zł, do tego 5 000 tys. zł dołożyły samorządy gminne. A i tak było tych pieniędzy za mało.
Na Lubelszczyźnie z bezpłatnych posiłków korzysta
75 115 dzieci.
Jak jednak wynika z danych opieki społecznej, powinno je również otrzymywać jeszcze ponad 7 tys. Nie dojadają, bo dla jednych zabrakło w gminach pieniędzy, a dla innych
- nie ma warunków na przygotowanie posiłków.
Jest też całkiem spora grupa rodziców, którzy odmawiają przyjęcia pomocy.
W całej Polsce na dożywianie dzieci, według kryteriów opieki społecznej, potrzeba ponad 287 mln zł. W budżecie państwa
na ten cel przewidziano jednak tylko 160 mln zł, tyle samo co rok wcześniej. Resort gospodarki, pracy i polityki społecznej szacuje, że z programu dożywiania skorzysta 800 tys. dzieci - średnio przez 210 dni w roku. Koszt jednego posiłku wyniesie ok. 1,9 zł. Do ubiegłego roku pieniądze z tego funduszu mogły otrzymać gminy, które zadeklarowały
30 proc. wkładu środków
własnych. Większości z nich nie było stać na taki wydatek.
Najgorzej według Polskiej
Akcji Humanitarnej, współorganizatora konferencji "Problemy niedożywienia
dzieci w Polsce - fakty i wyzwania”, jest we wschodnich rejonach Polski - na Podlasiu, w Lubelskiem, Podkarpackiem. Najczęściej w rejonach
po zlikwidowanych
PGR. W niektórych takich gminach bezrobocie sięga nawet 80 proc.