Grupie właścicieli psów udało się wjechać ze swoimi zwierzętami do kraju dopiero gdy zmieniła się zmiana na przejściu granicznym. W nocy celnicy dodatkowych badań już nie wymagali.
- Ok. godz. 14 byliśmy na granicy. Po stronie ukraińskiej nie było żadnego problemu, ale polscy celnicy uznali, że nie możemy wjechać do kraju. Nie pozwolili nam nawet wypuścić psów z busa. Było gorąco, a zwierzęta siedziały tam prawie trzy godziny. W końcu odesłano nas z powrotem na Ukrainę - relacjonuje.
Celnicy wymagali od polskich wystawców zaświadczenia o przeprowadzeniu miareczkowania. To specyficzne badanie przeprowadzane w celu zdiagnozowania u psa wścieklizny. Zdaniem pani Anety, funkcjonariusze nie mieli żadnych podstaw, by żądać od właścicieli psów wyników miareczkowania. - Tylko w trzech przypadkach jest ono wymagane: gdy pies nie pochodzi z kraju Unii Europejskiej, gdy jest przeznaczony na handel lub w przypadku, gdy na terenie, na którym pies przebywa w ciągu 6 ostatnich miesięcy zauważono przypadek wścieklizny - przekonuje.
Psom i ich właścicielom udało się wjechać do Polski dopiero, gdy pracę na przejściu rozpoczęła druga zmiana. - Ok. godz. 20 spróbowaliśmy ponownie. Trafiliśmy na inną kierowniczkę zmiany, pani wykazała się zrozumieniem i nas przepuściła - relacjonuje pani Aneta
Czy celnicy słusznie zatrzymali grupę polskich podróżnych?
- Po konsultacji z Granicznym Lekarzem Weterynarii w Korczowej kierownik zmiany podjął decyzję o zawróceniu pojazdu na teren Ukrainy. Ukraina należy do pięciu państw zakwalifikowanych do grupy podwyższonego ryzyka, w związku z tym opiekunowie psów mieli obowiązek wykonać badanie - tłumaczy Edyta Chabowska, rzecznik Izby Celnej w Przemyślu.
- Od 9 lat jeżdżę z psami na Ukrainę albo do Mołdawii przez Ukrainę. Pierwszy raz z czymś takim się spotkałam - dziwi się pani Aneta.
Stanowisko Głównego Inspektoratu Weterynarii jest w tej sprawie jednoznaczne. - W przypadku, gdy zwierzęta wracają z Ukrainy zaświadczenie z badania miareczkowania jest konieczne - informuje Monika Marks z biura ds. granic GIW. - W przypadku, gdy opiekunowie psów badań nie wykonali, powiatowy lekarz weterynarii powinien zbadać psy i zdecydować, czy mogą przekroczyć granicę.
- Dlaczego więc na tak dużym przejściu granicznym jak Medyka, nie ma weterynarza? Co to są za przepisy, że najpierw nie chcieli nas puścić, a ostatecznie przejechaliśmy? - dziwi się pani Aneta.
- Gdy o godz. 20.19 pojazd z siedmioosobową grupą znowu wjechał na przejście, funkcjonariusze celni przeprowadzili kontrolę i o godz. 21.39 uzyskał pozwolenie wjazdu na terytorium RP - tłumaczy rzeczniczka i dodaje, że konsultacja z lekarzem weterynarii pozostaje w gestii kierownika zmiany. - Jeśli ten uznał, że nie ma żadnych nieprawidłowości, mógł ludzi przepuścić bez konsultacji.
* Imię zmienione