Oficjalnie w ubiegłym roku w naszym województwie było 9 przypadków wszawicy.
- Odnotowaliśmy tylko dziewięć zgłoszeń wszawicy, choć sądząc po liczbie skarg i telefonów, problem jest naprawdę bardzo duży - mówi Renata Gawron z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - Rodzice dziwnie podchodzą do sprawy. To przecież choroba zakaźna. Nie powinni puszczać dziecka do szkoły. Kiedy choruje na świnkę lub różyczkę, zostaje w domu. A z wszami idzie na lekcje. Gdybyśmy mieli zgłoszenia, moglibyśmy nakazać dezynfekcję głów, zakazać przychodzenia dziecka do szkoły, itd.
Obietnice, obietnicami. Anonimowe skargi i zgłoszenia, o których wspomniała inspektor Gawron, pozostały w większości bez reakcji. Nawet nie odnotowano ich liczby, miejsca, nie mówiąc o podjęciu konkretnych działań.
W Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie też dostają sygnały dotyczące wszawicy. - Mieliśmy anonimowe telefony od rodziców dzieci z trzech przedszkoli - mówi Renata Trzaskowska z Sekcji Higieny Dzieci i Młodzieży. - Możemy jedynie zadzwonić do dyrektora placówki. Nie możemy zbadać dziecka i stwierdzić, że ma wszy. To może zrobić tylko lekarz. Nie mogę podać, o jakie przedszkola chodziło. Takie dane są objęte ochroną.
Związane ręce mają pielęgniarki szkolne. Nawet, kiedy wiedzą, że w szkole są wszy, mają problem z przejrzeniem uczniowskich głów. - Zabrania tego Konwencja Praw Dziecka - tłumaczy pielęgniarka Teresa Mazur z "Termedu”, mającego gabinety w szkołach Lublina. - Na wyraźną prośbę rodzica lub wychowawcy, możemy przejrzeć włosy, ale nie przy innych uczniach. Wszystko musi się odbywać w atmosferze delikatności, bez naruszenia godności dziecka i za jego zgodą.
Wszawica, podobnie jak świerzb, bierze się z brudu i jest zakaźna. W większości chorują dzieci w wieku szkolnym oraz przedszkolnym. Jednak niektórzy rodzice nie przyjmują do wiadomości, że syn lub córka roznosi chorobę zakaźną. I do lekarza nie idą. Jak zauważa dr Bogusław Wach, kierownik przychodni Skórno-Wenerologicznej w Lublinie, wszy to nie tylko problem rodzin patologicznych. - Była u mnie pani doktor, która złapała wszy na dyżurze. Jeździmy pociągami, autobusami, opieramy głowę o nagłówki, których nikt nie pierze.