Młoda kobieta z Kraśnika o mało nie przypłaciła życiem stosowania popularnego leku przeciw grypie. Zapadła na ostrą niewydolność nerek i trafiła do szpitala.
Specyfiki, którymi leczyła się kobieta, zawierały m.in. paracetamol i pseudoefedrynę. Na załączonej ulotce napisano, że można brać 6 tabletek dziennie.
Tymczasem dr Renata Zniszczyńska, specjalista chorób wewnętrznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy al. Kraśnickiej w Lublinie, zwraca uwagę na ogromne niebezpieczeństwo czające się w takich lekach. - Najbezpieczniej byłoby wziąć jedną tabletkę dziennie - mówi lekarka. - Tymczasem ludzie łykają je bez umiaru. Jednemu nic nie będzie, u innego dojdzie do ostrej niewydolności narządów.
Paweł Flieger, aptekarz z Lublina, mówi, że leki zawierające paracetamol wydaje jedynie wtedy, gdy klient bardzo nalega. - One są bezpieczne tylko w reklamach - krytykuje. - Różnica między dawką leczniczą a toksyczną jest znikoma. Łatwo ją przekroczyć. Te tabletki strasznie wyniszczają nie tylko wątrobę, ale przede wszystkim nerki. Producenci specyfików bez recepty zachowują się bardzo nieodpowiedzialnie. Wmawiają ludziom, że ich produkty są bezpieczne. To bzdura.
Zdaniem lekarzy sprzedażą leków dostępnych w supermarketach, na stacjach benzynowych i kioskach powinien zająć się nadzór farmaceutyczny. - O dopuszczeniu ich do obrotu bez recepty decyduje główny inspektor farmaceutyczny - wyjaśnia Elżbieta Peret, zastępca wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego w Lublinie. - To jest bardzo odpowiedzialna decyzja poprzedzona analizami i badaniami klinicznymi. Każdy lek ma obok działań dobroczynnych także niepożądane, z którymi trzeba się liczyć.