Liczne urazy głowy, złamana noga oraz odgryziony kciuk i warga przez przerażone hukiem psy – z takimi przypadłościami zgłaszali się na szpitalne oddziały ratunkowe uczestnicy sylwestrowych imprez. Karetki jeździły niemal bez przerwy po wybiciu północy.
Bardzo pracowicie sylwestra i Nowy Rok spędzili ratownicy z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie. Osób, które zgłaszało się po pomoc, było tak dużo, że brakowało dla nich miejsc.
– Kiedy przychodzi do nas tyle ludzi, to zdarza się, że brakuje nam nawet wózków, czy miejsc do badania pacjentów – przyznaje dr n. med. Marcin Wieczorski, ordynator SOR w SPSK4 w Lublinie.
Pacjenci czekali nawet kilka godzin na pomoc medyczną. Jak zwykle każda ze zgłaszających się osób dostawała tam specjalną opaskę. Jeśli jej kolor był zielony, oznaczało to, że czas oczekiwania w izbie przyjęć mógł wynosić nawet cztery godziny. Natychmiastowej pomocy udziela się bowiem tym poszkodowanym, których życie jest zagrożone.
Najwięcej pacjentów zgłaszało się z urazami głowy. Niektórzy byli nawet przysyłani ze szpitali, w których nie ma oddziałów neurologicznych. Jedna z osób zgłosiła się ze złamaną nogą. Ucierpiały także dwie właścicielki psów. Czworonogi przestraszyły się wybuchów fajerwerków i pogryzły kobiety – jedna z nich straciła kciuk, a druga wargę.
Spokojniej było za to w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej MSWiA w Lublinie. – Nie odczuliśmy jakoś zwiększonej liczby pacjentów w samego sylwestra. Pacjentów z urazami chirurgicznymi było niewielu. Bardzo dużo osób zgłosiło się za to do nas przed samym sylwestrem. Były to jednak przypadki zapalenia płuc, niewydolności serca – mówi lek. med. Anna Szewczyk-Bereza, p.o. ordynator SOR.
Pomagali także zwierzętom
Zwiększony ruch odnotowały też przychodnie dla małych zwierząt. – Jako jedna z niewielu klinik działamy przez całą dobę. W Nowy Rok przyszło do nas więcej osób ze swoimi pupilami niż zwykle. Oferowaliśmy pomoc medyczną w każdym względzie, najczęściej były to przypadki biegunki czy niestrawności – wyjaśnia Marzena Stefaniak z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt.
Najwięcej właścicieli czworonogów zgłaszało się na kilka dni przed sylwestrem po środki uspokajające dla swoich pupili.
Powodzeniem cieszył się hotel dla psów. Właściciele mogli zostawić swoich ulubieńców na czas sylwestrowej zabawy. W LCMZ wszystkie miejsca (około 60.) dla czworonogów, były zajęte.
Niemal 250 psów i 130 kotów z lubelskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt spokojnie przetrwało sylwestrową noc. – Większość z nich jest zamknięta w boksach. W grupie czują się raźniej. Nie było takiej sytuacji, w której musielibyśmy podawać zwierzętom środki uspokajające – relacjonuje Marcin Gileta, pracownik schroniska.
Lubelski Ratusz zrezygnował z organizacji miejskiego pokazu fajerwerków, tłumacząc to troską o dobro zwierząt. Sztuczne ognie odpalali jednak sami mieszkańcy. Jednak nie przysporzyli strażakom zbyt wiele pracy – bilans to podpalony balkon i kilka śmietników.
Najwięcej szkód spowodowała petarda, która eksplodowała na balkonie bloku przy ulicy Startowej 16. – Po wybuchu fajerwerku na balkonie zapaliła się drewniana ławka i fragment styropianowej elewacji – mówi kpt. Andrzej Szacoń, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Lublinie. Petarda była także przyczyną pożaru śmietnika przy ulicy Noskowskiego w Lublinie. W sumie strażacy wyjeżdżali do kilku podpaleń śmietników oraz palety wełny mineralnej przy jednym z marketów budowlanych. (p.p.)