Supermarkety, centra handlowe, a nawet małe sklepy osiedlowe będą w dzień Wszystkich Świętych zamknięte.
O zamknięciu "placówek handlowych” w 12 największych świąt w roku zdecydował w lipcu Sejm. Posłowie dali ich pracownikom wolne. Tyle, że nie sprecyzowali, co jest "placówką handlową”.
- Sam wnioskowałem o określenie, co jest w tej grupie, a co nie - mówi Andrzej Mańka, poseł LPR i pomysłodawca ustawy. - Ale PiS zrobiło to po swojemu i wyszło, jak wyszło.
Ministerstwo Pracy zinterpretowało więc przepisy. I ustaliło, że oprócz sklepów, straganów, stoisk, hurtowni i domów wysyłkowych w grupie objętych zakazem handlu są... stacje paliw. Nawet one miały być zamknięte w 12 świątecznych dni w roku - także 1 listopada, kiedy miliony Polaków wyjadą na groby swoich bliskich.
W kuriozalnej sprawie interweniowała Polska Izba Paliw Płynnych. I dopiero wczoraj Państwowa Inspekcji Pracy zdecydowała, że stacje będą mogły pracować w święta, podobnie jak apteki - jako jednostki użyteczności publicznej.
- Będą funkcjonować, podobnie jak sklepy, o ile sam właściciel będzie sprzedawcą. Może też przyjąć kogoś na umowę zlecenie, ale nie może to być jego pracownik zatrudniony na umowę o pracę - wyjaśnia Krzysztof Sudoł, rzecznik Okręgowego Inspektora Pracy w Lublinie.
Nie wiadomo więc, ile straganów zniknie sprzed cmentarzy 1 listopada. Wiadomo zaś, że zarówno hipermarkety, jak i osiedlowe sklepiki będą zamknięte na cztery spusty. - W święta i niedziele zawsze pracowaliśmy. Ale w tej sytuacji nie zatrudnię dodatkowo nikogo na zlecenie, bo mnie na to nie stać - mówi pan Andrzej, właściciel osiedlowego sklepu w Lublinie.
Za złamanie zakazu handlu grozi grzywna od 1 do 2 tys. zł, a jeśli sprawa trafi do sądu nawet 30 tys. zł. Inspekcja pracy już zapowiada kontrole.
Bez zakupów
Przeciwko ustawie głosowała PO i Prawica RP.