Długie oczekiwanie na wejście, zimne dania zamiast gorących, brak napojów, serwetek i sztućców zarzucają organizatorom jednej z imprez sylwestrowych w Lublinie jej uczestnicy. Za wstęp zapłacili po co najmniej 150 złotych. Teraz domagają się zwrotu części tej sumy
"Tworzymy największą IMPREZOWNIĘ w mieście! Połączymy tradycyjny bal ze wszystkimi elementami klubowego BANG” - zachęcali organizatorzy w internecie. W menu miały znaleźć się: dwa dania gorące, przystawki, desery i napoje. Miał być także otwarty bar z wódką oraz białym i czerwonym winem.
Długa lista zarzutów
Tymczasem według uczestników imprezy, którzy na stronie organizatora wpisali kilkadziesiąt negatywnych komentarzy, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
- Miało być wielkie "boom”, było wielkie BUU. Organizacja przy wejściu żenująca. Jedna osoba z listą na kilkaset osób, stanie na mrozie w gigantycznej kolejce. Kasa wyrzucona w błoto - pisze jedna z internautek (pisownia oryginalna).
Kolejni zaznaczają, że na wejście trzeba było czekać półtorej godziny i wymieniają następne zarzuty. Te dotyczą m. in. gorących dań, które okazały się zimne, małej liczby przekąsek, napojów, alkoholu, a nawet sztućców (według niektórych - jeden komplet na stolik).
Na Facebooku założono stronę, której autorzy zachęcają niezadowolonych uczestników imprezy do zgłaszania swoich wątpliwości. Chcą przygotować reklamację, z którą zgłoszą się do organizatora w celu odzyskania części pieniędzy. W ciągu niecałej doby stronę polubiło ponad 120 osób.
- Nie chodzi nam o wylewanie żalu, czy obrażanie kogokolwiek. Chcemy po prostu usłyszeć zwykłe "przepraszam” - mówią Kamil Jastrzębski i Damian Chmielewski, autorzy strony.
Skontaktowaliśmy się z agencją Black Lizard. Jej przedstawiciel tłumaczył, że oczekiwanie na wejście było spowodowane względami bezpieczeństwa.
- Musieliśmy zweryfikować, czy wszyscy znajdują się na liście i czy są w wymaganym wieku (wstęp był od 19 lat - red.). Trzeba było to skrupulatnie sprawdzić - wyjaśnia.
Co z pozostałymi zarzutami? - Z naszej strony oferta została spełniona. Jeśli ktoś miał zastrzeżenia, mógł je zgłosić na początku imprezy i zrezygnować z udziału otrzymując zwrot pieniędzy. Jeśli ktoś został do końca, to odbieramy to w ten sposób, że był zadowolony. Chcemy zaznaczyć, że zdecydowana większość gości bawiła się do końca. Świadczą o tym zdjęcia, monitoring i podziękowania, które do nas spłynęły. Przy tak dużej liczbie osób trudno jest wszystkim dogodzić. Jest nam przykro z tego powodu, bo dostaliśmy też wiele pozytywnych komentarzy - mówi nasz rozmówca. - 7 stycznia wracamy do pracy i będziemy rozmawiać z tymi, którzy są niezadowoleni - dodaje.
Niezadowoleni z imprezy zapowiadają, że skierują sprawę do rzecznika konsumentów, o ile nie dojdą do porozumienia z organizatorem.