Minister finansów Jacek Rostowski zaplanował w tegorocznym budżecie 1,5 miliarda złotych wpływów z mandatów. Statystycznie wypada po 75 złotych na każdego z 20 milionów polskich kierowców. Grzegorz Gorczyca, szef Automobilklubu Chełmskiego nawołuje do obywatelskiego oporu, ale do bólu zgodnego z prawem.
– To dobry pomysł. Jeżdżę już ponad 30 lat. W tym czasie zapłaciłem 3, może 4 mandaty. Jeżeli ktoś nie ma oleju w głowie, niech płaci. Taka akcja ma sens z jeszcze jednego powodu: na drogach będzie bezpieczniej – mówi Janusz Kulikowski, kierowca w Lublina.
Nie jest to pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce. W Internecie roi się od podobnych akcji, bo rośnie społeczny bunt przeciwko polityce państwa w tej materii. Najsłynniejsza jest inicjatywa Roberta Szmarowskiego z Gdyni – „Pieprz fotoradary”.
Szmarowski jest przeciwko masowemu ustawianiu fotoradarów przy polskich drogach, bo jego zdaniem nie chodzi o poprawę bezpieczeństwa, a jedynie o sięganie do kieszeni kierowców.
– Kierowca w Polsce jest traktowany, jak zwierzyna łowna. Pułapki w postaci bezsensownych ograniczeń prędkości do 40 km/h, ukrywanie fotoradarów w śmietnikach... O co chodzi? O poprawę bezpieczeństwa, czy o robienie kasy z mandatów– pyta Gorczyca. – Kierowcy nie mają szans w konfrontacji z nowoczesną techniką pomiarową, podpartą ułomną infrastrukturą polskich dróg. Recepta jest tylko jedna – wszyscy muszą jeździć zgodnie z przepisami – kończy Gorczyca.