"Panie mecenasie G. oddaj kasę!” – billboard o takiej treści pojawił się przy ul. Lubomelskiej w Lublinie. – Chcę dotrzeć do adwokata, który mnie oszukał – tłumaczy autor plakatu. Sprawą zajmuje się też Okręgowa Rada Adwokacka.
billboardu.
Dotarliśmy do zleceniodawcy. To lubelski przedsiębiorca, który chce pozostać anonimowy.
– Jeden z adwokatów rok temu wziął ode mnie pieniądze i zobowiązał się do czegoś. Nie wywiązał się z obietnicy i zniknął – tłumaczy zleceniodawca billboardu. – Mecenas jest nieuchwytny. A ja muszę ponosić kolejne koszty związane ze sprawą, którą miał się zająć.
Przedsiębiorca nie chce jednak zdradzić nazwiska "mecenasa G.” Wiadomo jedynie, że chodzi o adwokata, a nie o radcę prawnego. W Lublinie jest zarejestrowanych sześciu adwokatów, których nazwiska zaczynają się na G.
– To żaden z nich – ucina zleceniodawca, któremu zacytowaliśmy ich nazwiska. – Na pewno rok temu był zarejestrowany w Lublinie jako adwokat. Co dzieje się z nim teraz, nie wiem.
Przedsiębiorąca uważa, że billboard to jedyny sposób kontaktu z tym człowiekiem. – Może jak zobaczy plakat, ruszą go wyrzuty sumienia i wreszcie się odezwie – podkreśla zleceniodawca. – A że konstrukcja, na której pojawił się billboard, jest moja, mogę sobie na niej powiesić, co chcę.
"Oszukany klient” (tak podpisał się na plakacie) tłumaczy, że złożył na prawnika skargę do Okręgowej Rady Adwokackiej w Lublinie. Ale do tej pory nie dostał odpowiedzi.
– Trwa postępowanie wyjaśniające – mówi Piotr Sendecki, dziekan lubelskiej rady. – Zgodnie z procedurą, adwokat został wezwany do ustosunkowania się do niej. Nie zrobił tego w wyznaczonym terminie, więc zostanie wezwany do tego ponownie. Zleceniodawca billboardu trochę się pospieszył. Metoda, którą przyjął, wskazuje na to, że nie czekając na wyjaśnienie, już chce wywrzeć presję.
Problem w tym, że ludzie oglądający plakat mogą jedynie domyślać się, o którego adwokata chodzi. Dlatego lubelscy prawnicy, których nazwiska zaczynają się na G, nie wykluczają skierowania sprawy do sądu.
– Muszę się zastanowić – mówi Tomasz Gąbka, adwokat z Lublina. – Ktoś może skojarzyć ten napis z moim nazwiskiem, tymczasem jestem w tej sprawie Bogu ducha winien. Ale w ten sposób pośrednio ona mnie dotyka.
– Moje biuro mieści się kilkaset metrów od tego billboardu. Ktoś może pomyśleć, że to dotyczy mnie. A ja nie mam nawet pojęcia, o kogo chodzi – podkreśla mecenas Andrzej Góźdź. – Mogę pozwać autora plakatu o naruszenie dóbr osobistych. Zastanowię się nad tym.
Zdaniem psychologów, szanse na sukces są… niewielkie. – Taki billboard to raczej krok desperacji oszukanego człowieka. On ma prawo stosować takie metody, uciekać się do poczucia winy, do wyrzutów sumienia – mówi dr Ireneusz Siudem, psycholog z UMCS.
I dodaje: – Ale jeżeli adresat apelu oszukał go rozmyślnie, planował to i zrobił z premedytacją, takie środki nie będą skuteczne.