Rozmowa z Grażyną Jakimińską, wicedyrektorem Muzeum Lubelskiego.
– Według tradycji i niektórych historyków jak choćby księdza Ludwika Zalewskiego, świątynia została wzniesiona rękami jeńców krzyżackich. Tradycja podaje również, a powtarzają to lubelscy historycy, że kościół przy ulicy Narutowicza wznieśli jeńcy krzyżaccy. Podobno byli osadzeni na lubelskim zamku. Ksiądz Zalewski uważa nawet, że miejscem ich osadzenia były położone na trakcie z Lublina do Lubartowa Niemce, stąd biorące swoją nazwę. Tę hipotezę należy zdecydowanie odrzucić.
Odrzucić? Powód do dumy z pamiątki grunwaldzkiej to tylko legenda?
– Jeśli chodzi o nazwę miejscowości, Niemce są wioską, która swoje początki ma kilkaset lat później, konkretnie po raz pierwszy jest notowana na początku XVII wieku. Natomiast miejsce osadzenia jeńców na zamku lubelskim nie jest potwierdzone. Wydaje się prawdopodobnym użycie jeńców, jako siły roboczej przy wznoszeniu kościoła, ale tylko w początkowej fazie budowy. Jednakże nie mamy pewności, co do tak długiego przebywania jeńców w Koronie. Daty wznoszenia świątyni są wyznaczone przez przejęcie kościoła przez prokuratora zakonu brygidek Jana Hoelwassera (rok 1412) i pierwszy przywilej fundacyjny wydany przez króla (1426).
Czyli gdyby jeńcy krzyżaccy mieli budować nasz kościół to by musieli mieszkać w Lublinie dwa lata. A może nawet i dziesięć. Rozumiem, że przewodnik po Lublinie, w którym na stronie 252 czytam o kościele pobrygidkowskim "przy budowie pracowali wzięci pod Grunwaldem jeńcy, osiedleni później w podlubelskiej wsi Niemce” nie wie wszystkiego. To zapytam wprost: król Jagiełło miał coś wspólnego z Lublinem, a kościół przy Narutowicza z Grunwaldem?
– Lublin zawdzięcza wiele królowi. Monarcha otaczał miasto szczególną opieką, a najbardziej istotne dla gospodarki miasta były otrzymane przywileje handlowe. Przez lata panowania król wielokrotnie był w Lublinie. Monarcha miał świadomość wagi grunwaldzkiego zwycięstwa. Jako człowiek wierzący, zgodnie z katolickim zwyczajem postanowił podziękować Bogu. Wybrał jedną z trwalszych form podzięki. Jako votum postanowił ufundować kościół i klasztor. Zamierzał sprowadzić i osadzić w nim brygidki.
Dlaczego właśnie to zgromadzenie?
– Wybór nie był przypadkowy. Założycielka zgromadzenia św. Brygida w swoich przepowiedniach przewidziała zwycięstwo królewskie. Istnieje przypuszczenie, że król polski znał owe przepowiednie, bowiem kult św. Brygidy w owym czasie rozpowszechniał się. W wypowiedziach świętej pojawiał się motyw zwycięstwa nad krzyżakami. Dlatego właśnie ten zakon Jagiełło postanowił sprowadzić na pola grunwaldzkie.
Czyli to nie o Lublinie myślał król, tylko o polu bitwy?
– Mniszki miały osiąść na miejscu, które było świadkiem złamania potęgi krzyżackiej. 6 sierpnia w obozie pod Malborkiem król wystawił dokument, w którym obiecywał opatce zakonu w Gdańsku, że wkrótce przystąpi do powiększenia uposażenia jej klasztoru.
Dlaczego król obietnic nie dotrzymał?
– Możliwe, że powodów było kilka. Historycy uważają, że nie chcieli do tej lokalizacji dopuścić Krzyżacy, w dalszym ciągu trwały wojny z Zakonem, a król starał się o nią dwa lata. Od czasu, kiedy zwrócił się do biskupa pomezańskiego o zezwolenie na fundację, do czasu pojawienia się w odległym od pól grunwaldzkich Lublinie przedstawiciela zakonu p.w. Najświętszego Zbawiciela.
Wiemy kiedy królewski dar zaczęto budować w Lublinie?
– Dokładna data fundacji nie jest jedna znana. Wiadomo jedynie, że w 1412 roku przyjechał do miasta prokurator Jan Hoelwasser i przejął od ówczesnego prebendarza Marcina Stoegnera, niedawno zbudowany poza murami miejskimi kościół. Prebendarz uczynił to na prośbę Władysława Jagiełły, by ułatwić królowi przekazanie świątyni brygidkom. Zamiar fundacji, jako podziękowania Bogu za zwycięstwo był widoczny w przepisach liturgicznych. Jak podaje ksiądz Jan Władziński (rektor kościoła pobrygidkowskiego na początku XX wieku – przyp. red.) począwszy od roku 1412 zaczęto święcić dzień zwycięstwa grunwaldzkiego "Kościół nasz posiada w mszałach i brewiarzach na ten dzień osobne modły”. Ale dopiero w 1426 roku król wydał przywilej fundacyjny dla klasztoru lubelskiego.
Gest królewski był królewski?
– Uposażenie obejmowało wieś Czerniejów, półtora łana ziemi z legatu mieszczki lubelskiej Wojciechy, folwark o powierzchni dwóch łanów, jedną dziesiątą miar mąki z młynów królewskich, drzewo na budowę i opał z królewskich lasów, czynsz roczny z cła lubelskiego i chełmskiego. Za to każdy kapłan pracujący w klasztornym kościele miał odprawić tygodniowo trzy msze święte za króla, jego następców i szczęśliwy stan państwa. Te ostatnie obowiązki jasno dają powód fundacji kościoła i klasztoru jako votum za zwycięstwo nad wrogami państwa.
Pamiątka zwycięstwa, której nie wybudowali jeńcy krzyżaccy wygląda dziś tak jak za czasów króla?
– Zbudowany z kamienia i cegły kościół miał dwie nierównej wielkości nawy, prezbiterium, kaplicę i zakrystię. Druga przyległa nawa była węższa i podzielona filarami, co zostało zachowane do dzisiaj. Kościół lubelski nie posiadał sklepienia, przykryty był stropem drewnianym. Sklepienie wykonano w XVI wieku. Ale prowadzone wówczas prace muratorskie zniszczyły malowidła na ścianach kościoła. Z dawnego, zapewne dłuższego fryzu, obiegającego ściany kościoła zachował się jedynie fragment.
I można go oglądać na strychu do dziś. A po remoncie, który właśnie się zaczyna w świątyni, będzie specjalnie wyeksponowany.
– Wspomniany fryz przedstawia wyjście z miasta pochodu rycerzy, wśród których znajduje się młody król. Józef Smoliński, który w 1898 roku odkrył malowidła uważał, że fresk ów przedstawia treści świeckie. Widocznego na malowidle króla w charakterystycznej jagiellońskiej koronie wiązał z królewską małżonką, może Jadwigą. Brodatą postać uważał na Jagiełłę, a w widniejącym w tyle fragmencie pejzażu architektonicznego chciał widzieć Lublin. Źródła historyczne jednak nie podają wiadomości o triumfalnym wjeździe króla Władysława do Lublina wkrótce po zwycięskiej bitwie grunwaldzkiej. Można jednak przyjąć, że postać w koronie to sportretowany król Władysław Jagiełło.
Oczywiście nic z tego?
– Malowidło powstało około 1470 roku. Jego fundator nie jest znany. Możliwe, że był to król Kazimierz Jagiellończyk. Karol Estreicher w 1934 roku zwrócił uwagę na sakralny charakter malowideł. Według tego badacza fresk przedstawia fragment "Pokłonu” lub też "Pochodu trzech króli”. Opinię tę poparł Jan Białostocki. Według niego widoczne są analogie lubelskiego malowidła z powstałymi w tym samym czasie przedstawieniami pochodu trzech monarchów zachowanymi w dwóch włoskich kościołach i, co najbardziej ciekawe, w jednym ze kościołów szwedzkich.