Początkowo prokuratorzy uważali, że Piotr O. to osoba o wyjątkowo bogatej fantazji. Po odkryciu, że rzeczywiście obracał milionami dolarów zaczęli zmieniać zdanie. Teraz ustalają skąd je wziął
To nie moja liga
Kilkadziesiąt metrów dalej dojazdu do posesji broni brama. Za nią na rozległej działce stoją cztery pokaźnych rozmiarów wille. Drugi dom w szeregu w budowie. Spośród nich trzy należą do rodziny O. Także ten w budowie.
O. mieszka z rodziną w pierwszym od lewej - mówi jedna z najbliższych sąsiadek. - Jacy to ludzie? Nie bardzo wiem. Nie utrzymuję z nimi kontaktów. Właściwie oni ze mną. Dlaczego? Bo nie należę do ich ligi, tzn. nie mam tylu pieniędzy. Być może coś więcej na ten temat będą wiedzieli inni sąsiedzi - mówi wskazując pobliskie posesje. Na pierwszy rzut oka widać, że ich właściciele z pewnością należą do "I ligi”. Jednak nie są rozmowni. - Nie chcę rozmawiać o O. - ucina młoda kobieta. - Dlaczego? Nie, bo nie.
Miły, opalony, wysportowany
Za chwilę w jedynym z okien pojawia się mężczyzna w starszym wieku. Obserwuje nas. Gdy rozmawiamy z sąsiadami, wychodzi. Udaje, że ogląda samochód, ale w rzeczywistości nie spuszcza nas z oka. - To ojciec O. - mówią mieszkańcy.
Na rozmowę o Piotrze O. zgadzają się jedni z dalszych sąsiadów. - Piotr O. odwiedził nas kilka tygodni temu - relacjonują. - Strasznie miły. Opalony. Wysportowany. Było widać, że ma pieniądze.
W jakiej sprawie przyszedł? - Chciał kupić kawałek naszej działki. Mówił, że myśli o ogrodzie w stylu angielsko-japońskim. By postawić taki ogród potrzebował więcej terenu - wspominają.
Czy mówił coś o sobie? - Że mieszka na stałe w Monte Carlo, a także w Genewie; jeździł bmw na genewskiej rejestracji. Poza tym, że zajmuje się finansami. Mówił też coś o powstaniu lotniska w Świdniku.
O. opowiadał także o budowie drugiego domu. - O planach, czyli dziewięciometrowym basenie podziemnym, a nad nim korty tenisowe. Z zagranicy zamierzał sprowadzić specjalne okna podgrzewane aluminiowo-stalowe. Chciał też połączyć pierwszy i drugi dom garażem na sześć samochodów.
Najpierw był Biłgoraj
W szarym bloku, gdzie do niedawna mieszkał Piotr O. zastaliśmy zamknięte na głucho drzwi mieszkania. Żadne luksusowe tylko standardowe drzwi, pomalowane brązową olejną farbą. Pomiędzy drzwiami i framugą tkwiło wetknięte awizo.
- 15 lat tu mieszkamy. Ja nic konkretnego o nim nie mogę powiedzieć. Grzeczny był, spokojny. Dzień dobry, do widzenia. To wszystko. On tu ostatnimi laty mało bywał. Był tu stale, jak jeszcze chodził do szkoły. Ostatnio mało się pokazywał - stwierdziła starsza pani. - Jako sąsiad był w porządku. Żadnych uwag do niego nie mieliśmy. On gdzieś pracował. Przyjeżdżał ładnymi samochodami. Zarabiał, to i miał za co kupować te samochody. Wychodzę nieraz do miasta; on, jak tu był, zawsze spytał: gdzie pani idzie? - Podwiozę panią - proponował. I zawsze podwiózł mnie na miejsce. Grzeczny był, uczynny - powiedziała nam inna kobieta. - Dla nas był w porządku, jak najbardziej - twierdzili kolejni lokatorzy. - Tu mieszkali jego rodzice i żona. On rzadko bywał w domu. Nikt się nie dopytywał, gdzie on pracuje, co robi. Miał jakąś firmę. Wyprowadzili się stąd w lipcu ub. roku - dowiedzieliśmy się od kolejnych sąsiadów.
Doradzałem Romario
Piotrowi O. takiego zarzutu dotychczas nie postawiono. Elitarny prokuratorski wydział zajmujący się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej dopiero bada skąd wzięło się ponad sześć milionów dolarów, które przepłynęły przez konta mężczyzny. To właśnie takie transakcje zwróciły uwagę głównego inspektora informacji finansowej i skłoniły do złożenia doniesienia w lubelskiej prokuraturze.
Sam Piotr O. tłumaczył prokuratorom, że zarobił parę milionów dolarów na doradzaniu znanemu brazylijskiemu piłkarzowi Romario. Znaleziono u niego nawet kopię paszportu sportowca oraz wiele innych dokumentów świadczących o międzynarodowych kontaktach.
Na przesłuchaniu długo opowiadał o swoich kontaktach biznesowych. Podawał, że ma obywatelstwo watykańskie i liberyjskie, a świadkowie twierdzili, że widzieli u niego paszporty kilku państw. Miał pełnomocnictwa firmy ze Szwajcarii, która zainwestowała w świdnickie przedsiębiorstwa zainteresowane kupieniem akcji Portu Lotniczego Lublin.
Już nie bajki
- Podejrzany obracał olbrzymimi sumami pieniędzy i to co twierdzi wydaje się coraz bardziej realne - powiedział nam Grzegorz Janicki, prokurator apelacyjny w Lublinie, po tym kiedy w bankowej skrytce mężczyzny odkryto kolejne cztery zegarki warte po kilkadziesiąt tysięcy złotych i brylantową kolię.
Wcześniej w jego domu znaleziono trzy zegarki w tym jeden z ponad 500 diamentami. Pochodził z limitowanej serii i polscy jubilerzy mają trudności z jego wycenieniem, według wstępnych ostrożnych szacunków jest warty co najmniej 150 tys. dolarów. Dwa pozostałe zegarki kosztowały "tylko” 90 tys. zł i 110 tys. zł.
To nie koniec zaskakujących odkryć. W domu Piotra O. znaleziono sterty dokumentów, głównie kopie papierów wartościowych opiewających na setki milionów dolarów. List od księżniczki z jednego z arabskich państw. Dzięki temu zajęcie ma teraz kilku tłumaczy.
Adwokat Piotra O. odmówił rozmowy.