Według policji, sprawdzanie tożsamości Czeczenów jadących na manifestację z Lublina do Warszawy zajęło 5 godzin. Pasażerowie autobusu nazywają to szykanami i twierdzą, że wszystko trwało nawet od 8 do 10 godzin. Wczoraj zażądali wyjaśnień od polskich władz.
Czeczeni mieli protestować w Warszawie. Chodzi o problemy z przyznawaniem im statusu uchodźcy. Autokar dla manifestantów wynajęli działacze Komitetu Wolny Kaukaz. - Dzień wcześniej do mojego domu przyszła policja. Było po godz. 22 - skarży się Rafał Błachnio z komitetu. - Nie zastali mnie. Pytali moją mamę o manifestację, o to, czy kontaktuję się z jakimś Czeczenem i czy mam na niego namiary. - To były czynności na zlecenie Komendy Głównej - ucina pytania Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Lublinie.
Na drugi dzień, zanim autokar w czwartek rano wyruszył sprzed ośrodka dla uchodźców przy ul. Wrońskiej w Lublinie, jego stan techniczny sprawdziła policja. Po półgodzinie do Warszawy wyjechało 27 Czeczenów.
Dojechali do Garwolina. Tam policjanci znowu zatrzymali autobus. - Wzięli od nas dokumenty. Kazali czekać. Tłumaczyli, że to zwykła kontrola - mówi Hasan Hiziev, jeden z Czeczenów. - Trwało to wszystko aż do godz. 22. Od 8 do 10 godzin. Nie było już po co jechać do Warszawy - twierdzi Błachnio.
- To są szykany - oburza się Adam Borowski, honorowy konsul Czeczenii. I żąda wyjaśnień od polskich władz.
- Mieliśmy informację, że autokarem będzie jechać Czeczen objęty prawomocną decyzją o wydaleniu z Polski - wyjaśnia Tadeusz Kaczmarek, rzecznik mazowieckiej policji, która interweniowała w Garwolinie. - Musieliśmy ich wylegitymować. Z komendy w Garwolinie dane wysłaliśmy faksem do Siedlec, gdzie jest dostęp do systemu komputerowego. Jedną osobę sprawdza się 10 minut. W sumie wyszło pięć godzin. A o manifestacji nie wiedzieliśmy.
Wśród pasażerów autobusu był poszukiwany Czeczen. - Gdyby lubelscy policjanci wylegitymowali obcokrajowców przed wyjazdem, problemu by nie było - zauważa rzecznik mazowieckiej policji.
- Owszem. Ale to była tylko kontrola autokaru. Proszę nie myśleć, że sprawdzamy takie pojazdy tylko w trakcie ferii - mówi Wójtowicz.