Naukowiec popychał i uderzył jedną ze swoich współpracowniczek. Sprawa trafiła do prokuratury. Jeśli wina profesora zostanie udowodniona, grozi mu wyrzucenie z uczelni i dwa lata więzienia.
Do awantury doszło 25 styczniu na KUL-u. Jan K., znany profesor Instytutu Historii zaczął kłócić się z jedną ze współpracowniczek – również zatrudnioną na stanowisku naukowym w tym instytucie. Skończyło się pobiciem.
Kobieta poszła do prokuratury. – Poinformowała, że spotkała się z tym człowiekiem w jego pokoju na terenie uczelni. Mężczyzna zażądał, żeby opuściła pomieszczenie. Następnie zaczął ją popychać w kierunku drzwi. A potem uderzył pięściami w plecy – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Akcja przeniosła się na korytarz. Tam kilkanaście osób obserwowało, jak prof. K. szarpał koleżankę. – Cały korytarz. Wszyscy, którzy tam wtedy byli – podkreśla pokrzywdzona.
– Uciekła przed nim, gubiąc kożuszek i książki. Widziałem, jak leżały na brudnej podłodze – mówi jeden ze świadków zdarzenia, do którego dotarliśmy.
Pobita kobieta poszła na obdukcję. – Biegły lekarz stwierdził otarcia naskórka w obrębie łopatki – wyjaśnia Syk-Jankowska. Prokuratura zdecydowała jednak o umorzeniu postępowania, jeszcze przed jego wszczęciem. Powód? Brak interesu społecznego we wszczęciu postępowania z urzędu.
Zdaniem prokuratorów, pokrzywdzona może wnieść prywatny akt oskarżenia. Ta jednak zaskarżyła decyzję prokuratury. Sprawę rozstrzygnie sąd.
– Uważam, że prokuratura powinna się tym zająć – przekonuje pokrzywdzona.
• Czy wyobraża sobie pani dalszą współpracę z profesorem?
– A pan by sobie wyobrażał? – pyta retorycznie pobita. Złożyła skargę na uczelni. Sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny KUL. Ale o szczegółach nie chce mówić. – Odmawiam udzielenia informacji na ten temat – mówi ks. prof. Leszek Adamowicz.
– Do czasu wyjaśnienia sprawy wykładowca został zawieszony w obowiązkach – dodaje B. Górka.
W przypadku udowodnienia winy profesorowi K. grozi wyrzucenie z uczelni. A także grzywna, kara ograniczenia lub kara pozbawienia wolności do lat 2.
Sam nie chce się wypowiadać.
– Czy to boli, czy nie boli, nie chciałbym, żeby to wychodziło na zewnątrz – tłumaczy prof. Jan K. – Nie będę zabierał głosu w tej sprawie. Proszę to uszanować.