Bohomazami namalowanymi na głównej ulicy Lublina postanowił zareklamować jedną ze swych imprez klub Centrala. Ale nawet nie postarał się o zgodę. Autorom napisów grozi kara.
- To nie jest żadna reklama, tylko zwykły wandalizm. Przecież takie bazgroły to wstyd przed turystami - oburza się Zofia Walczyk, mieszkanka Lublina. - Jaki dureń wydał zgodę na coś takiego?
Sęk w tym, że zgody nie wydał nikt. - Do umieszczenia na chodniku jakichkolwiek napisów konieczna jest zgoda magistratu. Ale z całą pewnością nikt nie występował do nas o takie pozwolenie - mówi Mirosław Kalinowski z Urzędu Miasta. - Mamy już dokumentację fotograficzną, teraz będziemy szukać autorów. Możemy od nich zażądać zapłaty dziesięciokrotnie większej od kwoty, którą musieliby zapłacić, gdyby reklama była legalna. A zgodę wydalibyśmy pod warunkiem użycia nietrwałej farby.
Sprawą zainteresowała się też Straż Miejska. - W przypadku, gdy napisy łatwo usunąć, sprawcy takiego czynu grozi mandat do 500 złotych - mówi Robert Gogola, rzecznik straży. - Ale może się też okazać, że napisy są na tyle trwałe, że konieczna będzie wymiana kostki brukowej. Wtedy skierujemy sprawę do Sądu Grodzkiego - podkreśla rzecznik.
Urzędnicy sprawdzają już, jaką farbą wykonane zostały napisy i jak trudne będzie ich usunięcie. Wczoraj, mimo padającego deszczu, litery wcale się nie rozmywały. Gdyby okazało się, że działalność wandala przyniesie znaczne straty finansowe, wtedy autorem napisów zajmie się policja. Najtrudniejsze będzie namierzenie sprawcy, bo odpowiedzialność może dosięgnąć jedynie tego, kto wyszedł na spacer z farbą, nie zaś organizatorów koncertu. W ustaleniu wandala może pomóc analiza nagrań z ulicznego monitoringu, bo część napisów znajduje się tuż obok kamer.
Z właścicielem klubu Centrala nie udało się nam wczoraj skontaktować. •