Przeciw likwidacji gimnazjów zaprotestowała lubelska Rada Miasta. Apeluje do premier, by pokryła koszty reformy. A do prezydenta RP, by w ogóle nie podpisywał ustawy wprowadzającej zmiany. Obydwa apele poparła większość rady.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Takie listy do władz centralnych nie podobają się radnym Prawa i Sprawiedliwości, którzy twardo bronią reformy likwidującej gimnazja. – Badania wykazały, że polscy gimnazjaliści są najmniej zadowoleni z chodzenia do szkoły – twierdzi Zdzisław Drozd, radny PiS.
Zadowolenia nie widać też po nauczycielach, ale oni dla odmiany boją się, że przestaną chodzić do szkoły, bo zabraknie dla nich pracy. O takim ryzyku wprost mówią władze miasta.
– Nie będzie tak, że nikt nie straci pracy. Nie zawsze będzie również tak, że nauczyciele, którzy uczą w gimnazjum znajdą zajęcia zgodnie ze swoimi kwalifikacjami – mówi Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor Wydziału Oświaty i Wychowania w Urzędzie Miasta. – Na przykład plastycy zgłaszają problem, bo zajęć artystycznych nie będzie w VII i VIII klasie. Może się tak zdarzyć, że jeśli ci nauczyciele się nie przekwalifikują, to mogą nie mieć pracy.
– Przygotowujemy się do strajku generalnego – zapowiada Mieczysław Szafrański, wiceprezes oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Za protestującymi wstawiła się Rada Miasta, apelując do prezydenta RP, by nie podpisywał ustawy wprowadzającej reformę.
Rada przyjęła ten apel głosami koalicji Platformy Obywatelskiej i Wspólnego Lublina. Przeciw głosowali radni PiS, bo ich zdaniem gimnazjów nie da się wybronić. – Jak uczniowie kończą gimnazjum, to raptem przestają w liceach cokolwiek umieć. Jedna piąta licealistów nie zdaje matury z matematyki – mówi radny Drozd.
Ci sami radni byli za, a ci sami przeciw drugiemu apelowi, tym razem do premier Beaty Szydło. To prośba o to, by rząd pokrył koszty wprowadzenia reformy, oszacowane przez Urząd Miasta na 17 mln zł w ciągu kilku lat. Tylko na przyszły rok miasto rezerwuje 6 mln zł.
Skąd takie koszty? Ratusz tłumaczy, że trzeba przeprowadzić roboty budowlane w przekształcanych szkołach, w tym np. urządzić pracownie fizyczne i chemiczne. Ratusz obawia się, że w pewnych szkołach z powodu jednej pracowni trzeba będzie się zająć całym gmachem. – Pracownia chemiczna na pewno wymaga pozwolenia na budowę. A jak coś wymaga pozwolenia na budowę, to cały budynek musi spełniać warunki techniczne – wyjaśnia Tadeusz Dziuba, dyrektor Wydziału Inwestycji i Remontów w Urzędzie Miasta.
Na wyliczone przez Urząd Miasta 17 mln zł składa się też – między innymi – koszt przebudowy sanitariatów w budynkach gimnazjów, które mają się zmienić w podstawówki. Tak, by nie trzeba było (to obrazowe stwierdzenie padło na sesji Rady Miasta) podnosić dzieci do toalet.
Zdaniem radnych prezydenckiej koalicji, to rząd powinien pokryć koszty reformy. – Rząd chowa się za samorządami – mówi Michał Krawczyk, radny PO. Z kolei PiS twierdzi, że apele do władz centralnych mają tylko podgrzać atmosferę. – Mają na celu jedynie potęgowanie konfliktu politycznego w Polsce, a nie dobro oświaty – mówi Tomasz Pitucha, szef klubu PiS. Zdaniem jego ugrupowania koszty nie będą aż tak duże.