Policjanci nie zamierzają rezygnować z masowego legitymowania uczestników ulicznych protestów. Takie osoby mogą się później spodziewać mandatów lub wniosków o ukaranie przez sąd. – To próba zastraszania – komentują protestujący.
W niedzielę kilkadziesiąt osób pikietowało przed lubelskim ratuszem. Był to protest zainicjowany przez Komitet Obrony Demokracji, przeciwko pomysłom wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Wszystkiemu przyglądali się policjanci, którzy po zakończeniu pikiety zaczęli legitymować jej uczestników.
– Kiedy tylko zaczęliśmy odtwarzać hymn Unii Europejskiej, policjanci zabrali się do legitymowania tych osób, które zostały przed ratuszem – mówi Magdalena Bielska, liderka lubelskiego KOD-u. – Podstawą miał być udział w nielegalnym zgromadzeniu. Nie zgadzamy się z tym, bo nadal obowiązuje wolność zgromadzeń. To nasze konstytucyjne prawo. Działania policji to forma zastraszenia.
Protestujący zaznaczają, że wszyscy stosowali się do obostrzeń sanitarnych. Nosili maseczki i zachowywali odległość od innych.
– Nie stwarzaliśmy więc zagrożenia – dodaje Magdalena Bielska. – Legitymowano nawet osoby, które nie brały udziału w proteście, np. mojego męża, który po zakończeniu pikiety przyjechał mnie odebrać.
Policjanci, którzy mnie legitymowali nie przedstawili się - mówi inny obserwator niedzielnej pikiety. - Nie podali też powodu interwencji - mówi nam jeden z uczestników pikiety. - Dałem im dowód, ale chwilę później legitymował mnie już kolejny patrol. Nie chcieli uwierzyć, że wcześniej byłem spisywany.
Do niedawna policjanci ograniczali się do zabezpieczania manifestacji. Od listopada jednak masowo legitymują ich uczestników. Powołują się przy tym na rozporządzenie „covidowe”, które ogranicza możliwość manifestowania na ulicach.
– Każdy ma możliwość wyrażania swoich poglądów i szanujemy to. Obowiązuje jednak rozporządzenie, do którego policjanci się stosują. Zgromadzenia publiczne powyżej pięciu osób są nielegalne. Dlatego policjanci legitymują protestujących – wyjaśnia Kamil Gołębiowski, rzecznik KMP w Lublinie. – W niedzielę interweniowaliśmy po zakończeniu pikiety, by nie eskalować konfliktu.
Wylegitymowane osoby mogą spodziewać się wezwań na komisariaty. Tam może im zostać zaproponowany mandat. W przypadku odmowy jego przyjęcia sprawa może zostać skierowana do sądu.
– W każdym przypadku prowadzimy czynności wyjaśniające, które mają ustalić, czy ktoś popełnił wykroczenie czy nie – dodaje Kamil Gołębiowski. – Samo wylegitymowanie nie oznacza więc, że ktoś zostanie ukarany.
Prawnicy przypominają, że policjanci mają prawo do legitymowania. Powinni się przy tym przedstawić i wyjaśnić powód interwencji.
– Niezależnie od tego czy to zrobią, należy jednak okazać dokumenty – radzi adw. Diana Estreich-Florkowska, która koordynuje pracę zespołu prawników pomagających uczestnikom protestów. – Opieranie się nie ma żadnego sensu, a może jedynie pogorszyć sytuację. Legitymowanie to rutynowa czynność, ale z doświadczenia wiemy, że może zakończyć się mandatem lub skierowaniem wniosku o ukaranie do sądu. Jeśli zostaniemy zatrzymani, należy domagać się kontaktu z adwokatem.
Do pierwszej manifestacji podczas której masowo legitymowano uczestników doszło 7 listopada. Policjanci interweniowali wówczas wobec „ponad 200 osób”. Jak informuje KMP, w 90 przypadkach mogą zostać skierowane do sądu wnioski i ukaranie.