Były kapitan SB opowiadał dziśw sądzie jak zarejestrował Edwarda Wojtasa jako tajnego współpracownika. Stwierdził, że polityk nic o rejestracji nie wiedział.
Proces lustracyjny posła toczy się w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Polityk chce żeby sąd jednoznacznie orzekł, że z SB nie współpracował.
Na dzisiejszej rozprawie zeznawał Jan K., były kapitan SB, który Wojtasa zarejestrował.
Esbek opowiadał, że zwrócił uwagę na Wojtasa w połowie lat 80-tych, na imprezach, w których brali udział ludowcy.
- Ta osoba mnie zainteresowała, wyróżniał się w środowisku - mówił Jan K.
Kapitan umówil się z nim na rozmowę w lubelskim biurze ówczesnego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Mówili "o zakłóceniach porządku” na różnych imprezach. Wojtas, według słów esbeka, zgodził się informować go jak do takich zakłócen dojdzie. W rozmowach telefonicznych miał posługiwać się imieniem Marek. Na koniec rozmowy Wojtas podpisał oświadczenie, że nikomu o niej nie powie.
Esbek twierdził, że Wojtas nigdy nie zadzwonił. Nie przekazał też w inny sposób żadnych informacji. Pomimo tego szef wydziału kazał zarejestrować go jako tajnego współpracownika. Kapitan polecenie wykonał.
- Przepraszam pana - zwrócił się esbek do posła.
Jan K. nie potrafił wytłumaczyć jak w SB powstał "raport kasowy”, z którego wynika, ze TW. Marek dostał od niego ponad 3,4 tys. zł.
Esbek spotkał się z Wojtasem jeszcze tylko raz, na ulicy w Lublinie. Zwrócił mu oświadczenie o zachowaniu wcześniejszej rozwowy w tajemicy. Potem pojechali do domu Wojtasa.
- Tam spalił ten dokument - dodał esbek.
Na kolejnej rozprawie - 9 lutego - zostanie przesłuchany zwierzchnik Jana K.