Aby zamówić siodło, trzeba jechać do innego województwa, gdyż jedyny siodlarz na Lubelszczyźnie właśnie zmarł. Być może już za kilka lat nie będzie u kogo naprawić butów czy zamówić beczki. Już teraz ze świeczką szukać trzeba wykwalifikowanych murarzy czy tynkarzy.
W powiatowym, jak i miejskim urzędzie pracy w Lublinie, propozycji dla budowlańców jest w bród. – Właśnie się dowiedzieliśmy, że pracodawca potrzebuje zbrojarzy, murarzy i cieślów. Zatrudni też kierowników budowy i kierowców. W sumie 150 osób – mówi Małgorzata Goławska, kierownik działu rynku pracy w Miejskim Urzędzie Pracy.
Na Lubelszczyźnie brakuje nie tylko murarzy, tynkarzy, glazurników, zbrojarzy. W urzędach pracy raz po raz pojawiają się pracodawcy szukający sprzedawców, kierowców, szwaczek, kucharzy. Jednak, aby dostać pracę trzeba mieć potwierdzenie na wykonywanie swojego zawodu. – Potrzebny jest dyplom, świadectwo ukończenia szkoły – tłumaczy Goławska. – Przecież pracodawca nie może zatrudnić kogoś, kto się kompletnie nie zna na fachu.
A tych co chcą się znać na rzemieślniczym fachu jest coraz mniej. – Od dwóch lat nie prowadzimy naboru do klasy o specjalizacji: monter instalacji budowlanych i technik urządzeń sanitarnych. Nikt nie chce się w nich uczyć – mówi Grażyna Kubuj-Bełz, dyrektorka Zespołu Szkół Budowlanych w Lublinie.
Nikt nie interesował się też zawodem murarza, tynkarza i glazurnika. – Wszyscy mają ambicję, by pójść do liceum, na studia. Ale przecież nie każdy może być lekarzem, czy prawnikiem. Wszystkie zawody są nam potrzebne – mówi Kubuj-Bełz.
Jednak nie wszystkie występują na Lubelszczyźnie. Lada moment
w naszym regionie zabraknie szewców, kaletników, zdunów czy bednarzy. Świadczą o tym telefony do Lubelskiej Izby Rzemieślniczej. – Dzwonią do nas pracodawcy szukający różnych rzemieślników. Ostatnio szukano kołodziejów robiących drewniane koła. Potrzebni są do wykonania ogromnej ilości bryczek – mówi Jerzy Miszczak, prezes LIR. – Ale u nas ich ze świeczką szukać.